Łalaaa! I jesteśmy już siódmy dzień w Indonezji! Po raz pierwszy w naszym życiu znajdujemy się po drugiej stronie równika. Czy jest inaczej? No chyba jest. Kasi kręciło się w głowie pierwszy dzień od samego rana. Przecież chodzimy z głowami na dół, no nie? 🙂 Może zmęczona? Zmiana stref czasowych? (z Seattlu z dwudniową przesiadką w Pradze a potem zaraz Jakarta) Nieważne. Jesteśmy w nowym państwie, gdzie na nas czekają nowe przygody oraz destynacje. Jak co roku, nie mamy dokładnego planu, gdzie i w jaki sposób pojechać.
Pierwszy dzień spędziliśmy w Jakarcie, pono nowoczesnej stolicy, która jest domem 9 miliona osób. Jak wszystkie fora internetowe oraz przewodniki uprzedzają – to nie jest destynacja warta widzenia. A my jednak spróbowaliśmy, ale już za 8 godzin siedzieliśmy na lotnisku przekonani, że nadeszła pora zmienić miejsce.
Mało nieco o Jakarcie
Jakarta to olbrzymie, nawet gigantyczne miasto, z którego widzieliśmy malutki skrawek. Mianowicie dzielnice Kota oraz okolice Jalan Jaksa, niby bazę backpakersów. Mogliśmy policzyć na palcach ile turystów za cały dzień spotkaliśmy. Za Jakartą turyści w ostatnich latach nie przepadają. Nawet dzielnica Jalan Jaksa, w której znajdują się hotele, guesthousy, małe restauracje, bary i kawiarnie dla turystów widnieją pustką.
Stare miasto Batavia
Najciekawszym punktem programu było maluteńkie stare miasto Batavia, znane dzisiaj jako dzielnica Kota Tua. Miasteczko było siedzibą holenderskich urzędników w Indonezji w czasach, kiedy Jawa była kolonią holenderską. Tutaj można widzieć wielkie historyczne budynki (zazwyczaj w bardzo żałosnym stanie), budynek dawnej siedziby władz kolonialnych oraz brukowany rynek Taman Fatahillah.
Kawka w Batavii
Na rynku Taman Fatahillah znajduje się piękna stara restauracja Café Batavia wyposażona w meble w stylu art deco. W tym lokalu spotykali się najważniejsi oficerzy koloni holenderskiej oraz ich małżonki. Muzyka, fotografie na ścianach, oryginalna teakowa podłoga oraz przyjazna obsługa sprawiają wrażenie, że drzwiami restauracji weszło się do okresu kolonialnego. Należało się spróbować tradycyjną indonezyjską kawę Jawa.
Należało się spróbować tradycyjną indonezyjską kawę Jawa. Kawę na Jawie rozpoczęto uprawiać dzięki Holenderom. Większość kawy najwyższej jakości jest przeznaczona na eksport, ale czasami da się tutaj znaleźć kawiarnię z przepyszną kawą.
Ostatnia erekcja… Monas
Dalszym punktem programu była 132 metrowa wieża Monas w centrum placu Merdeka. Jedynym (!) wejściem można wejść na olbrzymi plac, gdzie samochody i motocykle mają wstęp wzbroniony. Na placu można podziwiać Monasa, nazywanego potocznie ostatniom erekcją Sukarny – prezydenta Indonezji. W czasie jego władzy gospodarka się nie rozwijała, żeby to „wybilansować” postanowił wybudować 132m marmurowy słup i mnóstwo innych patriotycznych budowli.
Wyczerpani z ciepła, smutni z typowego azjatyckiego bałaganu oraz warstwy smogu, która unosi się nad całym miastem i przez którą nawet nie można zobaczyć słońce, zdecydowaliśmy kupić bilet do o wiele atrakcyjniejszego miasta – Yogyakarta. O Jogji (tak jest potocznie nazywana Yogyakarta) mówią jako o duszy Jakarty. Jest to miasto pełne artystów, uniwersytetów, które jakoś bardzo przyjemnie z sobą łączy stary spób życia z napływem globalizacji. Żegnamy Jakartę, szarą betonową dżunglę.
Jeszcze kilka zdjęć …