Archiwa kategorii: Mui Ne

Bajkowe życie backpackersów

Od dłuższego czasu mamy na naszym „wish liście” (lista wymarzonych miejsc / atrakcji itp.) pobyt w luksusowym hotelu za w miare niską cenę. Zaraz po przyjeździe do Wietnamu zachciało nam się wypoczynku. Stresy z sesji i zakończenia studiów były dostarczającym powodem. Prosto po hektycznym Saigonie wybraliśmy się do letniska Mui Ne.

Miejscowość leży nad Morzem Południowochińskim, które nas zaskoczyło swoją stosunkowo niską temperaturą. Ze sportów wodnych kitting na plaży w Mui Ne zwycięża. Silne monsunowe wiatry i wysokie fale kittowcą sprzyjają.

Co więcej pisać? Chodzi o przepiękną szeroką i długą plażę, jak możecie zobaczyć na zdjęciach poniżej. A jak już stwierdziliśmy, gdzie są przepiękne plaże spotykamy Rosjanów. Więc obok wietnamskiego alfabetu widnieje na tablicach sklepików i restauracji azbuka. Nawet pan w aptece mówił po rosyjsku. 😉

20140710-212701-77221358.jpg

Nasz bajkowy hotel
I teraz co do naszego hotelu, w którym czuliśmy się jak w bajce. Mia Resort to hotel 4*, gdzie usługi zasługiwały nawet na 6*. Zimne ręczniczki przynoszone na plaż dla ochlody razem z świeżymi owocami na patyczku, śniadanie przy basenie jak dla królów, czekoladki na dobranoc, świeża kawa do dyspozycji w pokoju, rozmowy i zagadywanie managerów każdy dzień, czy wszystko jest w porządku nas pozytywnie zaskoczyły. W dodatku pierwszego ranka do nas podczas śniadania podeszła managerka hotelu i odezwała się do nas po polsku. Managerka Kasia pochodzi z Wrocławia, ale ze swym narzeczonym Anglikiem jeżdżą po całym świecie i prowadzą hotele rok co rok w innym państwie.

Dosyć słów, czas na zdjęcia. Jak wszyscy wiemy jedno zdjęcie warte tysiąc słów.

20140710-214231-78151825.jpg

20140710-214252-78172860.jpg

20140710-214242-78162563.jpg

Goście tego resortu mogą się ochłodzić w przyjemnym basenie, który w dodatku jest niesamowicie fotogeniczny, posądźcie sami.

20140710-214831-78511793.jpg

20140710-214821-78501039.jpg

20140710-214832-78512676.jpg

Hotel oferuje wyśmienite dania zachodniej kuchni oraz tradycyjne dania wietnamskie. Jesteśmy smakoszami a hotelowa restauracja „Sandals” maksymalnie zaspokajała nasze kubki smakowe.

20140710-215331-78811372.jpg

20140710-215329-78809789.jpg

Daniel przywiózł sobie z Sajgonu „saigon quirts” (biegunka z powodu bakterii E Coli) i przeleżał niemalże cały dzień w tym oto pokoju:

20140710-215902-79142745.jpg

20140710-215912-79152966.jpg

Resorty tego typu wywułują iluzje dobrze rozwiniętego kraju, ale wystarczy wyjść poza mury hotelów i zobaczyć prawe oblicze tego państwa. Jednak plaże Wietnamczycy mają znakomite.

20140710-220618-79578896.jpg

Piasek, piaseczek w Mui Ne

Organizowanym wycieczkom dziękujymy, korzystamy z własnych sił. W każdym hostelu i hotelu można zapłacić różnego rodzaju wycieczki, które polegają na dwóch zasadach – jedzie się w jeapach a cena wycieczki sięga zenitu (780 – 900 000 VDG/ osoba). Wynajęcie motocykla na cały dzień w mieście Mui Ne, które leży nad morzem i jest mekką wszystkich wodnych sportów (ale o tym w następnym wpisie), zajeło nam dosłowa 2 minuty a jego koszt wynosił 200 000 VDG. A więc czemu nie skorzystać z motocyklu dla wycieczek bliżej, ale też i dalej położonych ciekawych miejsc?

W planie były białe duny, czerwone duny a też miniatura Grand Canionu (Fairy Stream). Zaliczyliśmy 80 km na dwóch kółkach z przeciętnom szybkością 60 km/h. Niestety z powodu złej pogody tylko pierwszy punkt programu udało nam się w pełni zrealizować. Pora deszczowa potrafi zrobić swoje i może niezle dopalić na motorbiku, jak doświaczyliśmy.

20140709-222645-80805687.jpg

Instrukcje, które nam podali w hotelu, by jechać prosto przed siebie i tylko na jednym skrzyżowaniu skręcić w lewo, nam były do niczego. Błądziliśmy po wszystkich zakątkach. Białe duny (white sand dunes) po odjechanych kilometrach wreszcie znaleźliśmy.20140709-222954-80994124.jpg

Zwiedzanie dun umiliły nam quads do piasku (patrz zdjęcie). Wynajęcie na 30 minut kosztowało 500 000 VDG. Przygoda się zaczęła, kiedy pojazd przestał jechać na środku samej „pustyni”. Przechadzka przez same południe po pomoc była zasmakowaniem życie Nomadów na pustyni. Panowie od quads stwierdzili, że nam zabrakło beznyny. Perfekcja sama o siebie – wypuścić swych klientów na piaszczyste duny z półpustym bakiem. Drugi quad, który nam dali w zamian, po 20 minutach ZNOWU wykitował. Po raz drugi zabrało nam benzyny. Śmiać się, płakać? Śmiać!

20140710-072158-26518692.jpg

20140710-072328-26608032.jpg

20140710-072615-26775631.jpg

20140710-075230-28350800.jpg

20140710-075637-28597849.jpg

20140710-075954-28794831.jpg

Na drodze powrótnej zaczeło lać jak z cebra. Raining season nam dał w kość. Miejscami było trzeba przejechać kompletnie zalane odcinki drogi. Takie kałuże były głębokie 20 cm, więc rura wydechowa motocykla była niemalże zalana. Najwięcej rozbaliwi nas Wietnamczycy, którzy z uśmieszkami na twarzy przejeżdżali takie kałuże w prędkości 40km/h i liczyli na to, że przeciko jadące wehikle i ich pasażarowie będą kompletnie oblani ciepła wodą z kałuży.

Czyli na czerwone duny ani mały Grand Canion nam zabrało sił, więc ślemy zdjęcia, co powinniśmy widzieć, ale nam się nie udało.

Red Sand Dunes

20140710-081053-29453286.jpg

Fairy Stream

20140710-081326-29606001.jpg