Archiwa kategorii: Chiang Mai

More chilli more sexy!

Do dnia dzisiejszego spróbowaliśmy mnóstwo tradycyjnych pokarmów. Najczęściej to bywa pyszny ryż z mięsem lub krewetami na różne sposoby. Często używane są też ryżowe płaskie nudle, z których przygotowywany jest pad thai. Na mój gust nudle nie są tak smaczne jak te w praskich wietnamskich restauracjach. Często słyszeliśmy jak pyszne są pokarmy w Azji. Nasze stwierdzenie jest nieco inne. Pokarmy są bardzo smaczne, ale zależy gdzie je kupimy. Za tak samo wyglądające jedzenie można zapłacić od 30 THB do 150 THB. Nie jest regułą, że droższe oznacza smaczniejsze. W miejscach, gdzie porusza się wiele turystów, ceny są automatycznie droższe, ale jakość średnia a raczej bierna. Często natrafialiśmy na bardzo tanie i smaczne dania na typowych plastikowych krzesełkach wokół małego kiosku z jedną patelnią (wokiem). Miejscowi również codziennie jedzą w polnych restauracjach/ kioskach, które najczęściej są przymocowane do motocykla.
Prawdziwa jejich kuchnia jest baaaardzo ostra, jak mówią „more chilli more sexy”:). Jak widzą europejczyków to automatycznie przygotowywują dania mniej ostre. Dominującym składnikiem dań jest fish sos, czyli sos z ryb. Ma bardzo przeraźliwy zapach a niekiedy już go nie potrafimy wytrzymać. Na szczęście w jedzeniu nie ma tak wyraźny zapach a dodaje ciekawy smak. Między dalsze typowe przyprawy zaliczamy mushrooms sos (sos z grzybów także z przeraźliwym zapachem), soya sos i chilli, czy też curry. Miejscowi rozróżniają trzy rodzaje curry: żółty – najmniej ostry, zielony- średnio ostry, czerwony- najostrzejszy (jak semafor).

20130813-222704.jpg
Żeby głębiej zapoznać się z ich kuchnią, postanowiliśmy wziąść udział w kursie gotowania w mieście Chiang Mai. Wszystkie agencje turystyczne oferują szeroką skalę kursów, więc wybraliśmy najdłużej działający i polecany Lonely Planetem. Thai Cooking Farm organizuje kursy gotowania na cały dzień. Kurs rozpoczął się porannymi zakupami na wielkim miejskim targu za miastem, gdzie nasza instruktorka Kum pokazała nam wszystkie składniki potrzebne do kuchni tajskiej. Kum przeprowadziła szczegółowy wykład o ryżu oraz podstawowych składnikach. Według niej każdy w Tajlandii musi mieć iPhone, iPod, iPad i iRice Steamer, czyli urządzenie do gotowania ryżu.

20130813-222808.jpg

20130813-222822.jpg

20130813-222833.jpg

20130813-222847.jpg

20130813-222900.jpg

20130813-222934.jpg
Po przejeździe do ich farmy, pół godziny za miastem, oglądaliśmy jak się uprawia awokado, plantacje bananów, trawę cytrynową, papryczki chilli, lemonki, mango (którego owoce są zapakowane do gazet by uniknąć napadu owadów), ginger i mnóstwo innych warzyw i owoców (pamięć niestety niekiedy odmawia współpracy podczas wakacji).

20130813-223023.jpg
Nasza grupka początkujących kucharzy składała się z 2 Angielek, 5 Holenderów (rodzinka), 1 Austriaczki, 1 Australijczyka oraz nas 2 Zaolziaków. Po paru minutach w autobusie stała się z nas zgrana paczka.

20130813-223111.jpg
Szkoła gotowania jest bardzo nowoczesnie wyposażona. Atmosfera na farmie sprzyjała gotowaniu maksymalnie. Z ingredienci nam podanych ugotowaliśmy zupę z kokosowego mleka z kurczakiem (Coconut milk soup), kurczaka z orzechami nerkowymi (Chicken cashu nuts), kurczaka z basylią i chilli (Chicken with basil), żółte oraz zielone curry z kurczakiem (Yellow & Green curry), ‚rolki wiosenne z ryżowymi nudlami’ (Spring rools), Pad Thai, ryż na słodko z mangiem (Mango with sticky rice) oraz banany w mleczku kokosowym (Bananas in coconut milk).

20130813-223204.jpg

20130813-223224.jpg

20130813-223310.jpg
Yellow i Green curry

20130813-223351.jpg
Coconut milk soup

20130813-223457.jpg
Chicken with cashu nuts & Chicken with basil

20130813-223541.jpg

20130813-223645.jpg
Przygotowanie dań jest bardzo proste. Na większość dań głównych wystarczy tylko jeden wok i bardzo silny płomień ognia. Gotuje się bardzo szybko. Najdłużej trwa przygotowanie składników i ich nakrojenie lub rozdrobienie w moździerzu. Wszystkie przyprawy i sosy poszczególnie trzeba wrzucać do woku i dosłowa za 3 minuty można zasiadać do stołu.

20130813-223736.jpg

20130813-223756.jpg

20130813-223813.jpg

20130813-223823.jpg
Chyba z powyższego wpisu wynika, że dań było sporo a my po paru daniach niemal nie daliśmy radę wypróbować wszystkie przygotowane przez nas dania.

Nie żałujemy nawet jednego bathu! Całych 1100 THB za dzień od osoby jest wartych. Recepisy, wspomnienia oraz doświadczenia z wokiem nam zostaną na zawsze.
Sami możecie popatrzeć na recepisy na stronach internetowych szkoły http://www.thaicookingfarm.com

20130813-223921.jpg

Jak zostać gangsterem ulic

Jak najlepiej poznać okolice danego miasta? Odpowiedź bardzo prosta. Najlepiej i najtaniej na motocyklu. W Chiang Mai (mieście na samej północy Tajlandii) wzdłuż rzeki, na ulicy Th Moon Muang, istnieje mnóstwo firm, które wynajmują rowery, motocykle i samochody. Wypożyczenie motocyklu zajmie niespełna 10 minut. Wypisać dane kierowcy, podpisać reguły i zastrzeżenia firmy, oddać paszport jako deposit, zapłacić 200 THB za 24 godzin plus 50 THB ubezpieczenie (warto poinformować się co wszystko kryje dane ubezpieczenie) i wybrać kask oraz motocykl. Uwaga! Nie trzeba nawet pokazywać prawa jazdy!! Mieliśmy wypożyczony skooter 125 cm3, niepolecamy wybierać z mniejszą pojemnością, ponieważ by nie zdołał bardzo strome drogi. Żaden z nas nie ma prawo jazdy na taki motocykl a z wypożyczeniem nie było najmniejszego problemu.

20130813-080616.jpg

20130813-075707.jpg

Troszeczkę nas przeraża, jak mieszkańcy Tajlandii są benewolentni wobec bezpieczeństwa na drogach. Niemalże nikt nie zapina pasów w samochodzie; dzieci (nawet trzylatki) siedzą na przednim siedzeniu; fotelik samochodowy dla dzieci nikt nie ma w samochodach; 80% kierówców motocyklów jeździ bez kasku na głowie; na motocyklach jeżdżą z osobą dorosłą nawet niemowlaki. Co prawda szybko się w tym państwie nie jeździ, 30- 40 km/godz w miastach, około 70 km/godz poza miastem, ale liczba wszystkich pojazdów jest ogromna.

Na jazdę po lewej stronie trzeba się przyzwyczajić. Nie chcąc udało nam się zrobić parę rozgrzewkowych kółek, ale nie wyszły na marne, więc polecamy się przyzwyczaić do motocyklu w mniej frekwentowanym miejscu. Zasady są proste – jechać jak wszyscy jadą, stać jak wszyscy stoją. Zdarzały się włączone czerwone światła, które wszyscy przejeżdżali jakby nic. Okazało się, że to były przejścia dla pieszych, więc kredo dróg tajlandyjskich – kto jest większy ma pierwszeństwo. Na skrzyżowaniu ma najprawdopodobniej pierszeństwo ten, kto szybciej przyjedzie. Motocykle jeżdżą najczęściej w grupie po lewej stronie drogi o nieco wolniej aniżeli reszta pojazdów. Natomiast na czerwonym świetle wszystkie motocykle przecisną się do przodu i wszystkie razem wystartują. Ten sposób jest tutaj zażyty i nikomu nie przeszkadza, ponieważ motocykle mają lepszą akcelerację niż samochody. Zastanawiałem się, czy dźwignia skrzyni biegów w pojazdach przeznaczonych do lewostronnego ruchu jest również na odwrót? O kazało się, że nie. Więc dźwignia skrzyni biegów jest takie same jak u nas, tylko kierownica zmienia miejse.

20130813-073351.jpg

Daniel przyzwyczajił się do hektycznego peletonu motocyklistów, którzy wyjeżdżają, zjeżdżają, wymijają się bez użycia kierunkowskazu. Można by powiedzieć, że zaliczał się do ‚motocyklowego gangu ulic’.

20130813-081012.jpg

20130813-073056.jpg

Pierwszy dzień wyjechaliśmy do gór Doi Suthep, gdzie znajduje się najważniejsza świątynia północnej Tajlandii- Wat Phra That Doi Suthep , do której prowadzi 306 schodów. Wat zbudowany był w roku 1383 podczas panowania króla Keu Naonea. Wg dostępnych informacji świątynia należy do końcowych destynacji wielu pielgrzymek mnichów i wyznających buddyzm.

20130813-080027.jpg

20130813-080130.jpg

20130813-080143.jpg

20130813-080201.jpg

Podczas wycieczek na motocyklu nie może zabraknąć odwiedzin prawdziwych tradycyjnych wiosek w górach. Gdy się przyjeżdża do takiego miejsca nasuwają się różne myśli. Wioski i ich obywatele żyją w innym świecie. Jeden przymiotnik za drugim przelatuje nam w głowie: beztroskie życie, zacofane, piękne, smutne, inne, ztracone miejsce itp. Większość obywateli Tajladnii żyje w podobny sposób jak europejczcy, ale stale można znaleźć miejsa, w których jakby czas wolniej płynął.

20130813-080257.jpg

20130813-080309.jpg

20130813-080325.jpg

20130813-080338.jpg

20130813-080355.jpg

Drugi dzień spędziliśmy w odległym od Chiang Maiu monsumowym lesie, gdzie spływa wiele wodospadów. Około drogi są drogowskazy do różnych wodospadów. Wybraliśmy jeden na chybił trafił a to okazało się błędem. Po zapłaceniu wejścia (100 BTH/osoba) pusty parking sygnalizował, że coś nie tak. Na pewno podczas sezonu deszczowego nie warto wchodzić do takich miejsc, ponieważ teren jest trudny i niebezpieczny do pokonania. Podłoże ślizga, mostki i terasy widokowe są zpróchniałe. Chociaż jest sporo wody, czyli wodospady miały by być spektakularme, my wybraliśmy trochę większe spływy na Głuchówce w Bystrzycy.

20130813-080452.jpg

20130813-080500.jpg

20130813-080512.jpg

20130813-080522.jpg

20130813-080530.jpg
Pozdrawiamy!

20130813-080543.jpg