Archiwa kategorii: Tajlandia

Fabryka na wakacje nad morzem

Wizyta największej wyspy Tajlandii za nami. Phuket w skrócie można zcharakteryzować jako jeden duży resort światowej rangi nad morzem. Głównie na zachodnim wybrzeżu koncentrują się wielkie hotelowe kompleksy, condominia, bungalowy, boutique hotele i hostele czy też guesthousy. Powód jest zrozumiały. Przepiękne plaże przyciągają tysięce turystów rocznie. Wiele ludzi tutaj przyjeżdża by tylko poleżeć na plaży, poopalać się a wieczorem wypić drinka w typowo zachodnim barze/ restauracji i zrobić zakupy w nam wszystkim znanych stoiskach z cetkami. Po prostu spędzić zwykłe wakacje nad morzem bez ogarnienia miejscowej kultury, czy też kuchni.
Phuket ma wiele plaży do zaoferowania. Nam udało się, dzięki wypożyczonemu skuterowi, przejechać i zobaczyć następujące plaże: Kata Beach Yai, Kata Beach Noi, Patong Beach, Kamala Beach, Karon Beach. Jedna plaża równa się skupisko hoteli, resortów i typowego zaplecza turystycznego – restauracje, bary, sklepy, masaże, wypożyczalnie motocyklów, samochodów, wodne atracje, agencje turystyczne sprzedający miliony wycieczek do okolic Phuketu.

20130821-212625.jpg

20130821-212638.jpg
Jedno zdjęcie jest warte więcej niż 1000 słów, więc zobaczcie sami, jakimi plażami może się Phuket pochwalić:

Kata Beach Yai – jedna z bardzo ładnych plaży. Tubylcy twierdzą, że chodzi o najpiękniejszą plaże w całej Azji! Długa, szeroka (!!!), z jasnym piaskiem i czyściutkim morzem. Miejscem spotkań wielu surferów, którzy szaleją na falach głównie podczas pory deszczowej (low season). Od leżaków, które można wynająć, trzeba iśc około 50 metrów do morza! Tego jeszcze nie doświadczyliśmy w Tajlandii. Niestety przyjemne środowisko wg nas szpecą mury hotelowego kompleksu Club Med. Hotel Club Med był zbudowany w 70. latach jako pierwszy hotel na Kata Beach. Kompleks rozciąga się wzdłuż całej plaży. Z tego powodu promenada z sklepikami, restauracjami i barami przeniosła się za kompleks Clubu Med i znowu straszą mury, ale od strony promenady. Mury szczelnie zamykające kompleks Club Med utrudniają reszcie hotelom dojście do plaży. Wybrany przez nas hotel może znajdować się 150 metrów od plaży linią powietrzną, ale trzeba obejść cały kompleks i droga przedłuża się na niespełna jeden kilometr. Dlatego warto wybierać hotel na końcach plaży lub wybrać inną destynację na Phukecie.

20130821-212736.jpg

20130821-212750.jpg

20130821-212759.jpg

20130821-212808.jpg

Patong Beach – szaleństwo, ludzi jak mrówek na mrowisku, opalające się ‚kurczaki’ na słońcu, największy i najżywszy resort na całej wyspie. Miejsce rozciąga się od plaży pod górkę. Jeżeli ktoś przepada za wielkimi imprezami, światłami reflektorów, niech wyjeżdża do Patongu. Nam szaleństwo tego miejsca wystarczyło i po godzinie przechadzania się po plaży i mieście odjechaliśmy do spokojniejszej destynacji. Jednak, co może dużo osób zadowolić, w Patong znajduje się dużo Starbucks Coffee, McDonald’s, KFC, 7eleven oraz Hard Rock Cafe.

20130821-212942.jpg

20130821-213005.jpg

20130821-213019.jpg

20130821-213031.jpg

20130821-213043.jpg

20130821-213052.jpg

20130821-213100.jpg

Kamala Beach – zgadujemy, iż w tym miejscu mieszka podczas wakacji w Tajlandii (grudzień- styczeń) wielu gwiazdorów i bogatych ludzi. Nowoczesne kompleksy condominiów otaczają górzyste wybrzeże plaży. Plaża bardzo spokojna i przyjemna. Można na niej znaleść małe restauracyjki oraz bary. Pare hoteli i apartamentów jest umiejscowionych wprost na plaży.

20130821-213140.jpg

20130821-213148.jpg

20130821-213157.jpg

20130821-213205.jpg

20130821-213236.jpg

20130821-213250.jpg

20130821-213311.jpg

20130821-213320.jpg

Karon Beach – wąziutka, ale długa plaża z najdrobniejszym (czy też najdelikatniejszym) piaskiem na Phukecie. Bardzo sympatyczne miejsce. Miasteczko bez wahania dostaje od nas najwięcej punktów za atmosferę, miejsce oraz wspaniałe możliwości do przechadzek.

20130821-213357.jpg

20130821-213410.jpg

20130821-213419.jpg

20130821-213428.jpg

20130821-213437.jpg

Kata Beach Noi– miejscowość ta mieści się pod plażą Kata Beach Yai. Plaża w pewnym sensie przypomina nam plaże z Ko Lanty, gdyż wysokie góry pełne zieleni z obu stron otaczają to przepiękne piaszczyste miejsce. Pomiędzy zielonymi drzewami ukryte są małe bungalowy oraz luksusowe hotele. Dla Kasi plaża nr. 1 na Phukecie (z tych co widzieliśmy). Niestety fotoaparat nam się wybił i nie mamy fotografi z tego miejsca. Sami musicie przyjechać i zobaczyć. 😉

Ko Phi Phi pipi piii pi

Koh Phi Phi Don jest jedną z najpiękniejszych wysp całej Tajlandii. Wysepka jest bardzo mała, bez samochodów i przepełnionych dróg. Wysokie sterczące skały wapienne i specyficzny kształt wyspy jak klepsydra, wszystkim wbije się w pamięć.

20130819-214519.jpg
Zamiast samochodów miejscowym a teraz zwłaszcza turystom służą long tail boats, czyli łodzie z długim ogonem. Bardzo charakterystyczne dla tego miejsca.

20130819-214657.jpg
Wyspa ma młodzieżowy klimat. Zdecydowana większość odwiedzających to młode osoby a z obserwowań możemy konstatować, że niemalże wszyscy mieli tatuaż. W małej wiosce, bo nie można nazwać to miastem, jest mnóstwo salonów Tatto i szkół dla nurków. Z tego też powodu skupia się tu właśnie subkultura nurków. Najwięcej jest tam jednak barów z różną tematyką, ale raczej orientowaną na zachodnie kultury. W pierwszym rzędzie Koh Phi Phi to przepiękna przyroda, bielutki piasek, azurowe morze, ale też wieczorowe żwawe dyskoteki na plaży. Miasto budzi się nocą, bo przez dzień panuje tam wyluzowana i spokojna atmosfera. Każdy bar wieczorem organizuje pokaz fireshow, a muszę przyznać, że było na co patrzeć (mówi Daniel). Za to Kasia z podziwem oglądała wszystkie bary, ich dekoracje, wykorzystanie światła, ognia itp. i bez przerwy powtarzała: „My sóm na Hawaii Party!”. Podobieństwo jest wyraźne. Sami posądźcie.

20130819-214758.jpg

20130819-214746.jpg

20130819-214814.jpg

20130819-214806.jpg

20130819-214846.jpg
Postanowiliśmy w tak cudownym miejscu „posznorchlowac”, żeby zobaczyć podmorskie życie na rafach koralowych. Chociaż wszędzie można było kupić o połowę tańszą wycieczkę z „sznorchlowaniem”, zdecydowaliśmy wziąść udział w wyprawie organizowanej przez The Adventure Club. Podstawowa różnica tych wycieczek jest taka, iż tańsza wersja oznacza 50 osób nurkujących w jednym miejscu a łącznie 1h w wodzie. W porównaniu z naszą pięcioosobową grupą wraz z przewodnikiem na 3 godziny w wodzie. Do miejsc pełnych kolorowych rybek pojechaliśmy tradycyjnym long tail boatem. Zobaczyliśmy ogromną ilość rodzaji ryb, ale niestety najciekawsze i najniebezpieczniejsze rekiny nie zobaczyliśmy. A przewodnik opowiadał, że wczoraj mieli szczęście i zobaczyli z paru metrów 25 rekinów. No, mieliśmy pecha, ale może i tak lepiej, przynajmniej nie musieliśmy prać kąpielówki.

20130819-215012.jpg

20130819-215051.jpg

20130819-215108.jpg

20130819-215037.jpg

Drugiego dnia pożyczyliśmy kajak i płynęli do plaży małp (Monkey Beach). A doprawdy całe stado siedziało na plaży i obserwowało ciekawskich turystów przyjeżdżających na nich popatrzeć. Trzeba dodać, że na plaży nas było tylko dziewięciu. Wygody nieorganizowanej wyprawy są chyba najwyraźniej wszystkim jasne.

20130819-215544.jpg

20130819-215535.jpg

20130819-215558.jpg

20130819-215607.jpg

20130819-215621.jpg

Tajlandię w turystycznym podaniu charakteryzuje pare fotografii, które są do napotkania wszędzie. Najczęściej występuje ta oto fotografia:

20130819-215705.jpg

Chodzi o widok na wyspie Ko Phi Phi Leh na plaży Maya Bay (którą my nawiasem mówiąc nie widzieliśmy). Podczas snorchling wycieczki nasz przewodnik nas pytał, czy chcemy pojechać do Maya Bay, ale uprzedzał, że na małej plaży będzie tysięcy ludzi i będzie trzeba zapłacic entrance fee (wstęp) 200 THB. Masy ludzi nas odradziły a wczoraj na wyspie Phuket (65 km dalej od Ko Phi Phi Leh) stwierdziliśmy, że właśnie chodziło o TĄ PLAŻ! Przynajmiej mamy powód wrócić na malutkie wyspy w prowincji Krabi.

Jedna mała rada- nie wybierajcie się na Phi Phi Islands na dłużej niż 3 dni! Trzeba szybko zwiedzić wszystkie miejsca, zaczerpnąć atmosferę, pstryknąć pare ładnych zdjęć do rodzinnego albumu, ale potem wyjechać. Wyspa nie jest przeznaczona na długie, spokojne i beztroskie relaksowanie się na plaży. Trust us

20130819-215630.jpg

Raj na ziemi – Ko Lanta

Kiedy jeździ się, zwiedza, pakuje, wypakowywuje, przychodzi pewien moment, gdy człowiek siada i bez namysłu stwierdza: „wystarczyło, czas na relaks”. Fotografie dzikych plaży Tajlandii pryciągają każdy rok miliony turystów. Na nas także przysła już pora by podziwiać te oto skarby Tajlandii.

20130816-213122.jpg

Pare porad dla podróżujących z północy na południe:
Drogę z Chiang Mai do Bangkoku pokonaliśmy nocnym VIP autobusem (637 THB/os), który polecamy wszystkim bez różnicy wieku. 24 fotelów w całym dwu piętrowym autobusie, LCD ekran dla każdego siedzenia, koc, woda oraz swaczynka dla każdego pasażera. Droga trwa 9 godzin. Warto informować się na dworcu autobusowym w Chiang Mai/ Bangkoku, które autobusy na prawdę są VIP. Niestety wszystkie spółki (około 15x) namawiają potencionalnych klientów do jazdy z ich VIP autobusami, które do VIP mają tak daleko jak my aktualnie do Europy. Na obietnice wiele podróżujących dopłaci. Trzeba mieć dużo siły by ignorować wszystkie wykrzykujące i namawiające panie w okienkach na dworcu, ale opłaca się.

20130814-211715.jpg

Żeby zaoszczędzić dalszych 12 godzin w autobusie, zdecydowaliśmy się polecieć samolotem na południe Tajlandii z Bangkoku. Celowa destynacja: Krabi- najtańsze bilety wygrały (AirAsia.com). W Krabi spędziliśmy jedną noc. Zwiedzania miasta nad rzeką nie zajmie dużo czasu, więc dalszy dzień rano wyruszyliśmy na wyspe Ko Lanta Yai.

Ko Lanta Yai (Kho Lanta)
Ko Lanta jest drugą największą wyspą w całej prowincji Krabi (spośród 52 wysp). Lanta leży 90 kilometrów od miasta Krabi. Jeżeli chce się podziwiać uroki długich, czystych plaży bez milionyów opalających się turystów – trzeba wybrać Ko Lantę.

20130816-224734.jpg

20130816-224745.jpg

Podczas low season sporo restauracji, hotelów, barów na plaży i resortów jest zamkniętych (high season zaczyna się na końcu września a kończy w marcu lub kwietniu). Natrafiliśmy na parę miejsc, które wyglądały jak z innego (zamarłego) świata. Spustoszała krajina pełna śmieci, liści palmowych, kokosów i dalszych nie określonych rzeczy, które przyniosły fale morza.

20130816-220648.jpg

20130816-220659.jpg

Jednak low season ma swoje duże a chyba najlepsze plusy! Zero(no dobra, może maksymalnie tysiąc) turystów na całej wyspie! Natrafiliśmy na plaże, na których byliśmy sami lub z dalszymi 8 ludziami. Zakochaliśmy się do tej śpiącej wyspy. Raj na ziemi, kiedy można słyszeć tylko szelest fali i własny oddech.

20130816-221334.jpg

20130816-221344.jpg

20130816-221407.jpg

Teren wyspy jest bardzo zróżnicowany. Przeważają góry a też dżungla, więc najlepiej jak poruszać się po wyspie są motocykle (200 THB/ 24 godzin). Orientacja jest bardzo prosta. Z północy na południe prowadzą dwie drogi. Jedna na wschodnim, druga na zachodnim wybrzeżu. Dwie drogi złączają dwa brzegi w samym środku wyspy. Lanta ma 30 km długości a 6 kilometrów szerokości. Plaże znajdują się tylko na zachodnim wybrzeżu, wioska rybaków Old City oraz port na wschodnim wybrzeżu. Pier, z którego wyjeżdzają wszystkie turystyczne łódki na inne wyspy, leży na samej północy wyspy.

20130816-224709.jpg

20130816-224720.jpg

20130816-222331.jpg

20130816-222349.jpg

20130816-222359.jpg

20130816-222426.jpg

20130816-222541.jpg

A jutro dalsza wysepka Ko Phi Phi! Do zobaczenia.

More chilli more sexy!

Do dnia dzisiejszego spróbowaliśmy mnóstwo tradycyjnych pokarmów. Najczęściej to bywa pyszny ryż z mięsem lub krewetami na różne sposoby. Często używane są też ryżowe płaskie nudle, z których przygotowywany jest pad thai. Na mój gust nudle nie są tak smaczne jak te w praskich wietnamskich restauracjach. Często słyszeliśmy jak pyszne są pokarmy w Azji. Nasze stwierdzenie jest nieco inne. Pokarmy są bardzo smaczne, ale zależy gdzie je kupimy. Za tak samo wyglądające jedzenie można zapłacić od 30 THB do 150 THB. Nie jest regułą, że droższe oznacza smaczniejsze. W miejscach, gdzie porusza się wiele turystów, ceny są automatycznie droższe, ale jakość średnia a raczej bierna. Często natrafialiśmy na bardzo tanie i smaczne dania na typowych plastikowych krzesełkach wokół małego kiosku z jedną patelnią (wokiem). Miejscowi również codziennie jedzą w polnych restauracjach/ kioskach, które najczęściej są przymocowane do motocykla.
Prawdziwa jejich kuchnia jest baaaardzo ostra, jak mówią „more chilli more sexy”:). Jak widzą europejczyków to automatycznie przygotowywują dania mniej ostre. Dominującym składnikiem dań jest fish sos, czyli sos z ryb. Ma bardzo przeraźliwy zapach a niekiedy już go nie potrafimy wytrzymać. Na szczęście w jedzeniu nie ma tak wyraźny zapach a dodaje ciekawy smak. Między dalsze typowe przyprawy zaliczamy mushrooms sos (sos z grzybów także z przeraźliwym zapachem), soya sos i chilli, czy też curry. Miejscowi rozróżniają trzy rodzaje curry: żółty – najmniej ostry, zielony- średnio ostry, czerwony- najostrzejszy (jak semafor).

20130813-222704.jpg
Żeby głębiej zapoznać się z ich kuchnią, postanowiliśmy wziąść udział w kursie gotowania w mieście Chiang Mai. Wszystkie agencje turystyczne oferują szeroką skalę kursów, więc wybraliśmy najdłużej działający i polecany Lonely Planetem. Thai Cooking Farm organizuje kursy gotowania na cały dzień. Kurs rozpoczął się porannymi zakupami na wielkim miejskim targu za miastem, gdzie nasza instruktorka Kum pokazała nam wszystkie składniki potrzebne do kuchni tajskiej. Kum przeprowadziła szczegółowy wykład o ryżu oraz podstawowych składnikach. Według niej każdy w Tajlandii musi mieć iPhone, iPod, iPad i iRice Steamer, czyli urządzenie do gotowania ryżu.

20130813-222808.jpg

20130813-222822.jpg

20130813-222833.jpg

20130813-222847.jpg

20130813-222900.jpg

20130813-222934.jpg
Po przejeździe do ich farmy, pół godziny za miastem, oglądaliśmy jak się uprawia awokado, plantacje bananów, trawę cytrynową, papryczki chilli, lemonki, mango (którego owoce są zapakowane do gazet by uniknąć napadu owadów), ginger i mnóstwo innych warzyw i owoców (pamięć niestety niekiedy odmawia współpracy podczas wakacji).

20130813-223023.jpg
Nasza grupka początkujących kucharzy składała się z 2 Angielek, 5 Holenderów (rodzinka), 1 Austriaczki, 1 Australijczyka oraz nas 2 Zaolziaków. Po paru minutach w autobusie stała się z nas zgrana paczka.

20130813-223111.jpg
Szkoła gotowania jest bardzo nowoczesnie wyposażona. Atmosfera na farmie sprzyjała gotowaniu maksymalnie. Z ingredienci nam podanych ugotowaliśmy zupę z kokosowego mleka z kurczakiem (Coconut milk soup), kurczaka z orzechami nerkowymi (Chicken cashu nuts), kurczaka z basylią i chilli (Chicken with basil), żółte oraz zielone curry z kurczakiem (Yellow & Green curry), ‚rolki wiosenne z ryżowymi nudlami’ (Spring rools), Pad Thai, ryż na słodko z mangiem (Mango with sticky rice) oraz banany w mleczku kokosowym (Bananas in coconut milk).

20130813-223204.jpg

20130813-223224.jpg

20130813-223310.jpg
Yellow i Green curry

20130813-223351.jpg
Coconut milk soup

20130813-223457.jpg
Chicken with cashu nuts & Chicken with basil

20130813-223541.jpg

20130813-223645.jpg
Przygotowanie dań jest bardzo proste. Na większość dań głównych wystarczy tylko jeden wok i bardzo silny płomień ognia. Gotuje się bardzo szybko. Najdłużej trwa przygotowanie składników i ich nakrojenie lub rozdrobienie w moździerzu. Wszystkie przyprawy i sosy poszczególnie trzeba wrzucać do woku i dosłowa za 3 minuty można zasiadać do stołu.

20130813-223736.jpg

20130813-223756.jpg

20130813-223813.jpg

20130813-223823.jpg
Chyba z powyższego wpisu wynika, że dań było sporo a my po paru daniach niemal nie daliśmy radę wypróbować wszystkie przygotowane przez nas dania.

Nie żałujemy nawet jednego bathu! Całych 1100 THB za dzień od osoby jest wartych. Recepisy, wspomnienia oraz doświadczenia z wokiem nam zostaną na zawsze.
Sami możecie popatrzeć na recepisy na stronach internetowych szkoły http://www.thaicookingfarm.com

20130813-223921.jpg

Jak zostać gangsterem ulic

Jak najlepiej poznać okolice danego miasta? Odpowiedź bardzo prosta. Najlepiej i najtaniej na motocyklu. W Chiang Mai (mieście na samej północy Tajlandii) wzdłuż rzeki, na ulicy Th Moon Muang, istnieje mnóstwo firm, które wynajmują rowery, motocykle i samochody. Wypożyczenie motocyklu zajmie niespełna 10 minut. Wypisać dane kierowcy, podpisać reguły i zastrzeżenia firmy, oddać paszport jako deposit, zapłacić 200 THB za 24 godzin plus 50 THB ubezpieczenie (warto poinformować się co wszystko kryje dane ubezpieczenie) i wybrać kask oraz motocykl. Uwaga! Nie trzeba nawet pokazywać prawa jazdy!! Mieliśmy wypożyczony skooter 125 cm3, niepolecamy wybierać z mniejszą pojemnością, ponieważ by nie zdołał bardzo strome drogi. Żaden z nas nie ma prawo jazdy na taki motocykl a z wypożyczeniem nie było najmniejszego problemu.

20130813-080616.jpg

20130813-075707.jpg

Troszeczkę nas przeraża, jak mieszkańcy Tajlandii są benewolentni wobec bezpieczeństwa na drogach. Niemalże nikt nie zapina pasów w samochodzie; dzieci (nawet trzylatki) siedzą na przednim siedzeniu; fotelik samochodowy dla dzieci nikt nie ma w samochodach; 80% kierówców motocyklów jeździ bez kasku na głowie; na motocyklach jeżdżą z osobą dorosłą nawet niemowlaki. Co prawda szybko się w tym państwie nie jeździ, 30- 40 km/godz w miastach, około 70 km/godz poza miastem, ale liczba wszystkich pojazdów jest ogromna.

Na jazdę po lewej stronie trzeba się przyzwyczajić. Nie chcąc udało nam się zrobić parę rozgrzewkowych kółek, ale nie wyszły na marne, więc polecamy się przyzwyczaić do motocyklu w mniej frekwentowanym miejscu. Zasady są proste – jechać jak wszyscy jadą, stać jak wszyscy stoją. Zdarzały się włączone czerwone światła, które wszyscy przejeżdżali jakby nic. Okazało się, że to były przejścia dla pieszych, więc kredo dróg tajlandyjskich – kto jest większy ma pierwszeństwo. Na skrzyżowaniu ma najprawdopodobniej pierszeństwo ten, kto szybciej przyjedzie. Motocykle jeżdżą najczęściej w grupie po lewej stronie drogi o nieco wolniej aniżeli reszta pojazdów. Natomiast na czerwonym świetle wszystkie motocykle przecisną się do przodu i wszystkie razem wystartują. Ten sposób jest tutaj zażyty i nikomu nie przeszkadza, ponieważ motocykle mają lepszą akcelerację niż samochody. Zastanawiałem się, czy dźwignia skrzyni biegów w pojazdach przeznaczonych do lewostronnego ruchu jest również na odwrót? O kazało się, że nie. Więc dźwignia skrzyni biegów jest takie same jak u nas, tylko kierownica zmienia miejse.

20130813-073351.jpg

Daniel przyzwyczajił się do hektycznego peletonu motocyklistów, którzy wyjeżdżają, zjeżdżają, wymijają się bez użycia kierunkowskazu. Można by powiedzieć, że zaliczał się do ‚motocyklowego gangu ulic’.

20130813-081012.jpg

20130813-073056.jpg

Pierwszy dzień wyjechaliśmy do gór Doi Suthep, gdzie znajduje się najważniejsza świątynia północnej Tajlandii- Wat Phra That Doi Suthep , do której prowadzi 306 schodów. Wat zbudowany był w roku 1383 podczas panowania króla Keu Naonea. Wg dostępnych informacji świątynia należy do końcowych destynacji wielu pielgrzymek mnichów i wyznających buddyzm.

20130813-080027.jpg

20130813-080130.jpg

20130813-080143.jpg

20130813-080201.jpg

Podczas wycieczek na motocyklu nie może zabraknąć odwiedzin prawdziwych tradycyjnych wiosek w górach. Gdy się przyjeżdża do takiego miejsca nasuwają się różne myśli. Wioski i ich obywatele żyją w innym świecie. Jeden przymiotnik za drugim przelatuje nam w głowie: beztroskie życie, zacofane, piękne, smutne, inne, ztracone miejsce itp. Większość obywateli Tajladnii żyje w podobny sposób jak europejczcy, ale stale można znaleźć miejsa, w których jakby czas wolniej płynął.

20130813-080257.jpg

20130813-080309.jpg

20130813-080325.jpg

20130813-080338.jpg

20130813-080355.jpg

Drugi dzień spędziliśmy w odległym od Chiang Maiu monsumowym lesie, gdzie spływa wiele wodospadów. Około drogi są drogowskazy do różnych wodospadów. Wybraliśmy jeden na chybił trafił a to okazało się błędem. Po zapłaceniu wejścia (100 BTH/osoba) pusty parking sygnalizował, że coś nie tak. Na pewno podczas sezonu deszczowego nie warto wchodzić do takich miejsc, ponieważ teren jest trudny i niebezpieczny do pokonania. Podłoże ślizga, mostki i terasy widokowe są zpróchniałe. Chociaż jest sporo wody, czyli wodospady miały by być spektakularme, my wybraliśmy trochę większe spływy na Głuchówce w Bystrzycy.

20130813-080452.jpg

20130813-080500.jpg

20130813-080512.jpg

20130813-080522.jpg

20130813-080530.jpg
Pozdrawiamy!

20130813-080543.jpg

Sukhothai – no i znowu cegły?

Przygody w dżungli nas na tyle wyczerpały fizycznie, ale też psychicznie, że zdecydowaliśmy się podążyć dalej w kierunku nam już znanych i przyjemnych świątyń. Tym razem do innego miasta, którego historyczna część jest także zaliczana do światowego dziedzictwa UNESCO.

20130809-232352.jpg

Sukhothai leży na dalekiej północy Tajlandii, więc było trzeba spędzić pare długich godzin w autobusach. Trasa: Pak Chong- Nakhon Sawan (2nd class with A/C 250 THB, 6 godz), Nakhon Sawan- Sukhothai (2nd class with A/C, 185 THB, 4 godz). Autobusy nas coraz bardziej szokują. Z każdym nowym wehikłem komfort i wnętrza spadają wg nas o klase, ale jak zawsze wybieramy 2nd class z klimatyzacją. Sami możecie zobaczyć:

20130809-213146.jpg

20130809-213159.jpg

20130809-213239.jpg

Jak z tekstu wynika- cały jeden dzień spędziliśmy w autobusach. Godziny zabijaliśmy pisaniem wpisów na blog, czytaniem przewodników i oglądaniem okolic za oknami. Trzeba przyznać, że drogi w Tajlandii są na bardzo wysokim poziomie! 2 aż 3 pasy w jednym kierunku -> wszędzie. Pokoszona trawa koło każdej drogi. Niektóre skrzyżowanie jakby wypadły z oka skrzyżowaniom w USA. Po prostu zadawaliśmy sobie pytanie, czy naprawdę jedziemy po drogach w niby ubogim kraju. Trzeba wspomnieć również o samochodach, które wszędzie widujemy. Niemal każdy Tajlandczyk jeździ w dużym, nowoczesnym pickupie albo na motocyklu. Ameryka jak wypisz wymaluj proszę państwa.

Powracając do naszego zwiedzania w Sukhothai:
Sukhothai jest często nazywana jako pierwsza stolica Tajlandii. Jak każdy przewodnik uprzedza: chodzi o rozpowszechniony błąd. Pierwsze budynki a głównie świątynie były zbudowane w XIII wieku. Potęga miasta w XIII wieku była tak wielka, iż podporządkowało ono sobie większą cześć dzisiejszej Tajlandii, a czas jego największej prosperity określany jest w historii kraju mianem „złotego wieku”.
Wszystkim zwiedzającym przyjdzie na myśl, iż świątynie by miały być bardzo podobne do tych w Ayuthai (gdzie już spędziliśmy cały dzień zwiedzaniem). Czyli cegły i znowu cegły, które można podziwiać. Pozory jednak mylą. Miejsce, w którym wszystkie UNESCO pamiątki leżą jest czarujące. Wysokie góry dookoła a głównie park z jeziorami i palmami jest miejscem harmonii i spokoju.

20130809-222155.jpg

20130809-222211.jpg

20130809-222229.jpg

Przejażdżka na rowerze w Historical Park zajmie około 5 godzin. Wstęp do całego parku kosztuje 100 THB dla dorosłego oraz 20 THB za rower.

20130809-222653.jpg

20130809-222714.jpg

20130809-222728.jpg

Wszystkie Waty (świątynie) są bardzo fotogeniczne, jak możecie zobaczyć poniżej.

20130809-222908.jpg

20130809-222925.jpg

20130809-222936.jpg

20130809-222948.jpg

20130809-223000.jpg

20130809-223019.jpg

Wycieczkę tą możemy polecić wszystkim. Odpoczniecie sobie a też zobaczycie mnóstwo ciekawych świątyń. I teraz nasza foto- sesja 😉 :

20130809-223642.jpg

20130809-223657.jpg

20130809-223716.jpg

20130809-223744.jpg

Sandały do dżungli, to jak szpilki w Tatry – Khao Yai

Z historycznej Ayuthayi wyruszyliśmy tym razem w kierunku przyrody. Zdecydowaliśmy się na polecenie Jedzoków (którzy w zeszłym roku byli także w Tajlandii) zobaczyć prawdziwą dżungle parku narodowego Khao Yai. Drogę z Ayuthayi do Pak Chongu pokonaliśmy pociągiem za 263 THB/osoba w 2 klasie z klimatyzacją. Na dworcu w Pak Chongu czekała na nas pzewodniczka z Booby’s Jungle Tour (przewodnika rezerwowaliśmy z 3 godzinowym wyprzedzeniem).

W programie były dwie wycieczki- half day i full day wycieczka. Główną atrakcją pierwszej wycieczki były nietoperze. Zwiedziliśmy jaskinie, w których panowała absolutna czerń. Tylko w świetle promienii latarek mogliśmy zobaczyć małe stworzonka wiszące głową na dół. Punktem kulminacyjnym było obserwowanie wylotu nietoperzy z jaskiń.

Tuż przed zmierzchem wszystkie nietoperze za jednym razem wylatują z jaskiń. Przewodniczka cały czas powtarzała, że zobaczymy „million of batmans”. Jak każdy rozsądny (i niewykszatłcony człowiek w zakresie zoologii) nie ufaliśmy jej. Jednak ten moment nastąpił o godzinie 17:50. Cisza, nagotowane fotoaparaty a my stojimy za naszym autobusem:

20130805-222318.jpg

Jakby z bicza strzelił: setki, potem tysiące a po paru minutach nawet miliony nietoperzów w jednym czasie wylatywały z jaskiń. Fala czarnych stworzonek zapełniła całe niebo. Przeżycie do nieopisania, kiedy wam miliony małych myszek z skrzydełkami latają nad głowami i słychać ich silny szelest skrzydeł. Wylot wszystkich nietoperzy trwa aż 60 minut! Niewiarygodne iż wylatują każdy dzień o tej samej porze wszystkie razem.

20130805-222846.jpg

20130805-222858.jpg

20130805-222910.jpg

Za to podczas drugiej wycieczki cały dzień spędziliśmy w prawdziwej dżungli Khao Yai. Park narodowy jest zapisany na liście UNESCO. Trzeba przyznać, że park jest bardzo zadbany na całym obszarze 2168 km2. Wejście do parku kosztuje 500 THB dla dorosłych, 300 THB dla dzieci. Jest także możliwe wjechać do parku własnym samochodem/ motocyklem, koszt 50 THB.

20130806-214524.jpg

20130806-222318.jpg
Drogi w parku prowadzą czasami wzdłuż dżungli albo też jezior, w których pływają krokodyle. Podczas 14 km jazdy po drodze w parku widzieliśmy 4 olbrzymie kupy (gówna) słoni, dziesiątki małp obserwujących turystów jadących w samochodach.

20130806-215209.jpg
Zamówiliśmy 2 godzinowy spacer po dżungli i z tego powodu ubraliśmy sobie sandały, żeby w razie deszczu się szybko wlało i wylało. Sami nie wiemy jakim cudem naraz nasz samochód zmienił kurs i nasiadły 4 osoby w górskich butach całych od bagna. Okazało się, że wczoraj byli cały dzień w dżungli, gdzie i w namiotach przenocowali. To już nam sygnalizowało, że dzisiej chyba nie będziemy spacerować po asfaltowych chodniczkach po obrzeżach dżungli. Nakładamy wody i obiad do plecaka i wyruszamy w głąb dżungli na 6 godzinową turę. Na szczęście otrzymaliśmy na nogi takie duże skarpety przeciwko pijawkom. Dzięki temu niemusimy maszerować z gołą nogą.

20130806-214858.jpg
Nasz przewodnik przezywany „monkey man” jest niesamowity. Okazuje się, że ostatnich 14 lat jest każdy dzień w dżungli. Podziwiamy jak wytrenowane ma zmysły, kiedy wszystkim pokazuje małą żabkę skrytą w ćmie pod starym drzewem. Od tego momentu zaraz czujemy się nieco bezpieczniej, kiedy ubezpiecza nas, że wszystko śledzi i nic niegrozi. Jego wykład jest bardzo ciekawy. Czasami trzeba się domyślać co nam chce powiedzieć (thai-english), ale w sumie kapujemy o co chodzi.

20130806-215454.jpg

20130806-215504.jpg
Monkey man pokazuje nam różne owoce dżungli, między innymi próbujemy jeść owoc ratanowca. Wszyscy znają z niego meble, ale jego owoce są zdrowe dla ludzkiego ciała.

20130806-215612.jpg

20130806-220937.jpg
Nastała pora obiadowa a my wyciągamy wpośród ogromnych drzew (30-40 metrów) zapakowane typowe tajlandzkie jedzenie pad ka prao. Chociaż mrówki kłują nas w pupę -> w takim miejscu jeszcze niejedliśmy obiadu.

20130806-215722.jpg

20130806-221041.jpg

20130806-221051.jpg
Jakóżto pora deszczowa to nam też zaczyna padać i tak ślizgające podłoże przemienia się w ślizgawkę. Ach, jak dobrze by było mieć górskie buty. Zmęczeni, zmoknięci nagle słyszymy głośne oddechi jakiegoś zwierzęcia. Wszystkim serca walą z podekscytowania a mnie (Kasi) ze strachu. Przewodnik każe szybko zmykać, bo wygląda to na tygrysa. Jeszcze parę poślizgów (cca 3 km ;-)) i docieramy do końca naszej wyprawy, wodospad znany z filmu Plaża.

20130806-215903.jpg

20130806-215916.jpg
Podczas tej przygody udało nam się zobaczyć dzikiego słonia, gibona, mnóstwo ptaków i cudownych motyli. Małpy siedzące na drodze oraz lizarda.

20130806-220154.jpg

20130806-220215.jpg
Zmęczeni, brudni, ale pełni wrażeń powróciliśmy do hostelu. Niezapomniane przeżycie! Kasia: „The best dangerous adventure which I have ever experienced!”

20130806-215933.jpg
W sandałach do dżungli – nie polecamy! 😉

20130806-220412.jpg

20130806-220422.jpg

20130806-220429.jpg

Ztracone blaski byłej stolicy królewskiej – Ayutthaya

Do Ayutthayi [czyt. Ajutaji] przyjechaliśmy autobusem z północnego autobusowego dworca w Bangkoku. Bilet w 1st class autobusie (patrz zdjęcie ;-)) kosztuje 50 THB za osobe.

20130803-220035.jpg

Przewodnik pisze, że tuk- tuki w tym oto mieście kosztują 30- 40 THB, jednak jak zawsze kierowcy chcą zrobić biznes. Pierwszy kierowca zaoferował nam jazde za 100 THB, czyli ‚fuck you’ (z przeprosinami). 50 THB za drugim razem. Bez problemu jest możliwe znajść zakwaterowanie na backpackerskiej ulicy Soi 2, gdzie się znajdują także bary i restauracje dla wszystkich podróżujących.
Historyczne centrum Ayutthayi leży na wyspie pomiędzy 3 rzekami. Na zachodzie wyspy znajdują się hotele, hostele, bary, sklepy i restauracje. Za to na północno- wschodniej części turyści mogą podziwać piękna świątyń z 13 aż 17 wieku zbudowane przez Khmerów. Najlepszym sposobem jak zwiedzać dość odległe świątynie jest jazda na rowerze, jednak trzeba się przyzwyczajić na jazdę po lewej stronie.

20130803-220124.jpg

20130803-220137.jpg

Wstęp do każdej z świątyni kosztuje 50 THB. Wat Mahathat oraz Wat Phra Ram jest najczęściej odwiedzany. My ale polecamy zwiedzić również Wat Rat Praditthan. Ceglaste ruiny zmuszają myślami przenieść się w czasie i wyobrazić sobie blask przepięknych prangów (wieży) za ich najświetniejszych czasów. Nie bez powodu kupcy w czasach rozkwitu Ayutthayi twierdzili o niej, iż jest najpiękniejszym miastem na świecie.
Sami zobaczcie na zdjęciach poniżej:

20130803-220239.jpg

20130803-220321.jpg

20130803-220336.jpg
Wat Mahathat

20130803-220421.jpg

20130803-220457.jpg
Wat Rat Praditthan

20130803-221036.jpg

20130803-221057.jpg

20130803-221107.jpg

20130803-221121.jpg

20130803-221130.jpg
Wat Phra Ram

20130803-221235.jpg
Wat Lokkayatsutharam (Sleeping Budha)

Disneyland, China Town, Central Park = Bangkok

Bangkok to miasto wielu twarzy. Tuk tuki, taksówki, targi, „restauracje na ulicy, czy może raczej stołówki”, kłamcy, złodzieje, mili i serdeczni ludzie, luksus, domki zbite z desek, wysokie wieżowce, pieniądze i bogactwo.

Po pierwszych dwóch dniach zwiedzania poznaliśmy wszystkie wymienione oblicza Bangkoku. Zwiedzanie mniej znanych świątyń jest naprawdę uspokajające i polecane nawet w przewodnikach Lonely Planet. Do takich świątyń możemy zaliczyć: Wat Po, Wat Suthat i Wat Arun. Świątynia Wat Phra Kaeo, która znajduje się w areale Grand Palace (Pałacu Królewskiego) by można w bardzo nieodpowiedni sposób charakteryzować jako Disneyland w Bangkoku. Każdy dzień tysiące turystów odwiedza cały królewski kompleks. Hałas, tłumy ludzi, pstrykające się grupki nie pozwalają zwiedzającym skupić się i zaczerpać atmosfery tego miejsca. Szkoda. Pomimo to bogactwo, oryginalność i piękno pojedyńczych budynków powala każdego z nas.
Oto pare zdjęci z wymienionych miejsc:

20130803-193956.jpg

20130803-195544.jpg

20130803-195556.jpg

20130803-195612.jpg

20130803-195623.jpg

20130803-195654.jpg

20130803-195641.jpg

20130803-195719.jpg

20130803-195707.jpg

20130803-195750.jpg

20130803-195804.jpg

20130803-195738.jpg

20130803-195818.jpg
Dalszym szokiem (pozytywnym i negatywnym) była część miasta nazywana China Town. Najwyższa koncentracja osób i targowisk powodowała, iż czuliśmy się bardzo niespokojnie. Jednak można było tutaj kupić WSZYSTKO.

20130803-200342.jpg

20130803-200407.jpg

20130803-200423.jpg

20130803-200438.jpg

Naszą wizytę zakończyliśmy w nowoczesnej części Bangkoku blisko Siam Center w Lumpini Park. Ten oto park przezwaliśmy Central Park z Nowego Jorku. Dwoma słowami: Oaza miasta. Do Lumpini Parku można ucieć przed hałasem, tuk tukami i kurzem by pooddychać swobodnie. Wieczorem, gdy już nie jest tak upalnie zamienia się w wielką sale gimnastyczną i tubylcy ćwiczą tai chi i aerobic w rytmach tekno. Siam to zaś centrum zakupów, zabawy, sky barów i bogatych ludzi. Ciekawostka: wszyscy studenci i uczniowie bardzo dumnie chodzili po całej nowej części Bangkoku w swych szkolnych mundurkach, nawet po godzinie 21. Szokujące było zauważenie ogromnych różnic finansowych. W historycznym centrum spotykamy zazwyczaj ludzi ubogich, którzy sprzedają byle cow swoich kioskach a z drugiej strony w Siam Center (shopping mall) inni czekają kolejkę do sklepu Louis Vuitton.

20130803-200458.jpg

20130803-200511.jpg

20130803-200524.jpg

20130803-200538.jpg

Go East!

I jedziemy! Wpisujemy pierwszy post bezpośredni z naszej podróży. Wczoraj 30.7.2013 wyjechaliśmy z domu (Zaolzia), dzisiaj dolecimy do Bangkoku. Sam przejazd na lotnisko & wszystkie loty trwają 28 i pół godziny.
Trasa: Bystrzyca – Wędrynia – Bielsko- Biała – Katowice – Warszawa – Berlin – Abu Dhabi – Bangkok
Pierwsze wrażenia z podróży: fajnie siedzieć na lotnisku w Berlinie i patrzeć na dziesiątki ludzi czytających przewodniki Lonely Planet. Destynacje były bardzo podobne, np. Indie, Indonesia, Tajlandia, Wietnam, Kambodża.

A czy wiecie, że każdy 3 dźwig na świecie znajduje się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich?
Szybkie pozdrowienia z lotniska z Abu Dhabi (też nazywany Abu Zabi) – więciej zdjęcie poniżej;-)

20130731-072533.jpg

20130731-072545.jpg