Zielona wyspa Kauai

Kauai time! Jesteśmy na następnej wyspie Hawajów. Największymi atutami wyspy są wybrzeże Na Pali Coast oraz kanion Waimea Canyon. Możemy opisywać te miejsca dziesiątkami słów, ale żadne je nie opisze lepiej niż te poniższe zdjęcia. Pooglądajcie więc te magiczne wytwory natury.




Kauai z lotu ptaka

Według polecenia znajomych a też licznych artykułów zdecydowaliśmy, że na tej wyspie po raz pierwszy doświadczymy lot helikopterem. Bo co może być bardziej fascynującego niż widoki z perspektywy ptaka? Co więcej, wielka część wyspy jest niedostępna nawet na piechotę. Ta część wyspy, gdzie można podziwiać tylko i wyłącznie wysokie góry zakryte dżunglą, należy do rodziny Robinsonów, która ją kupiła w XVIII stuleciu.

Rezerwacją lotu w internecie z wyprzedzeniem można fajnie zaoszczędzić. Godzinowy lot nas kosztował $200/ osoba. Biznes z lotami na wyspie kwitnie z roku na roku. Coraz więcej spółek oferuje loty, które w niczym zabardzo się nie różnią. Te powalające widoki będą piękne z jakiegokolwiek śmigłowca. My lecieliśmy z Safari Helicopter company.

Na piechotę

Kauai oferuje również sporą liczbę tras trekingowych, gdzie można podziwiać spektekularne widoki i poczuć się troche jak w pralni. Tak, na takich trasach wilgotność dosięga najwyższej skali. Dobra kondycja, pełne buty oraz woda pozwalają bez większych ciężkości dojść do wybranych destynacji. Znaczenie ścieżek jest w sumie bardzo dobre. Trudne zaś jest wybrać trasę z dziesiątek, które są do dyspozycji.

Awa’awapuhi Trail

Nasza pierwsza trasa prowadziła na sam początek Na Pali Coast. Mokre i ślizkie podłoże podczas wycieczki zmusza do pełnej koncentracji, ale po półtorze godziny dotarliśmy do miejsca, gdzie tylko słychać słowa zachwytu „wow”, „amazing”, „awesome”. Sami zobaczcie.





Awa’awapuhi Trail: 11,3 km, 3 godziny

Kalalau Trail

Słynna ścieżka o długości 11 mil (17,7 km) w jedną stronę jest zaliczana do najbardziej wyczerpujących w USA (na skali 1-10 jest oznaczana 7). Zazwyczaj w 3 dni można trasę przejść z własnym ekwipunkiem do campingu. My, tak jak 95 % odwiedzających, wybraliśmy krótszą wersję, więc do pokonania mieliśmy tylko 4 mile. Trasa prowadzi po samej krawędzi Na Pali wybrzeża. Chce się co kilka metrów zatrzymywać i robić zdjęcia, bo naprawdę ciężko uwierzyć, że coś tak pięknego jest przed nami. Końcóweczka jest najlepsza, bo czeka na nas piękna dzika plaża wraz z górską rzeką, którą trzeba przebrodzić.







Kulalau Trail: 6,5 km, 3 godziny

Ci z was, którzy planują wycieczki na Kauai, pamiętajcie, by zawsze poczytać wszystki reguły odnośnie kosztów i rezerwacji wjeżdżania/ wchodzenia do parków. Niestety rezerwacje trzeba robić z wyprzedzeniem, ale za to online w kilka minut.

Malownicza Road to Hana

Po długiej przerwie podróżniczej czas na relację z Maui, znanej wyspy Hawajów. By poznać różnorodność oraz bujną roślinność wyspy (w tej najzieleńszej postaci) polecamy autem przejechać drogę do Hany. Trasa nazywana Hana Highway łączy główne miasto wyspy Kahului z malusieńkim miasteczkiem Hana położonym na wschodnim wybrzeżu.

Road to Hana

Sama długość (84 km) oraz ilość zakrętów (617) do pokonania zachwyci nietylko kierowcę, ale też wszystkich pasażerów. Kręta droga prowadzi w lesie deszczowym nad wybrzeżem lawowym. Każdy widok zachwyca. Można się poczuć jak w świecie Narnii albo w Jurassic Park. Brakuje tylko dinasaurów czy postaci bajkowych.

IMG_1708

Atrakcje za każdym zakrętem

Trasę bodajże się da przejechać mniej więcej za 3 godziny, ale chyba żadnemu z turystów się tego nie udało. Liczne wodospady, trasy trekkingowe wgłąb dżungli oraz piękne punkty widokowe sprawiają, że chce się zatrzymać i poprostu spędzić czas w tej dzikiej przyrodzie.

IMG_6680.jpgHo’okipe Beach Park

IMG_1819Daniel pod Wailua Falls 

IMG_1813

Każde miejsce ma to coś. Atrakcji jest kilkadziesiąt. Wszystko zależy od gustu, ale również od kondycji fizycznej przybysza. Z naszego doświadczenia najlepiej wpisać w wyszukiwarke hasło „road to Hana places” i wybrać kilka miejsc po drodze według własnych preferencji. Polecamy spisać wszystko na jednej kartce. A potem już tylko trzymać się spisu i uzbrojić się w cierpliwość, by nie mienić planów podczas drogi.

Nam się nie udało i na podstawie ilości zaparkowanych aut przy drodze kilka razy zatrzymaliśmy się. W skrócie można powiedzieć – żałowaliśmy tych decyzji, bo najlepsze (dla nas) atrakcje czekały nas na samym końcu drogi a cześć z nich nawet za Haną.

IMG_1781

IMG_1795Black Sand Beach w Waianapanapa State Park

IMG_1871

IMG_1880120 metrowy Waimoku Falls 

W pogoni za czasem

Spędzając czas na krótkich trasach trekkingowych poza planem, traciliśmy potrzebny czas na zaplanowane wycieczki. To spowodowało między innymi niechciany 6 kilometrowy bieg połączony z skakaniem pomiędzy bagnem, kałużami i kamieniami w pięknym lesie bambusowym. I zamiast zachwycać się dźwiękami szumiących i stukających bambusów, pędziliśmy w stronę 120 metrowego wodospadu Waimoku Falls.

IMG_1682 (1)Bamboo Forest

IMG_1883

Nasz plan 

1. Ho’okipe Beach Park
2. Garden of Eden
3. Waianapanapa State Park i piękna Black Sand Beach
4. Wailua Falls
5. Pools of Oheo’o (brakło nam czasu, by widzieć)
6. Pipiwai Trail z Waimoku Falls oraz trasą trekkingową przez las bambusowy

Krowy, rozbite drogi, to my lubimy

To jeszcze nie koniec. Bardzo chcieliśmy zobaczyć część wyspy, która jest bardziej omijana przez książkowe przewodniki. Nawet znajomi nas odradzali. Bo drogi są w żałosnym stanie a bez jeepa będzie trudno… bo krowy plączą się po drodze… i dalsze powody, czemu nie kontynuować po trasie za Haną. Jeepa mieliśmy a kochamy wyzwania. Po konzultacji z ragerem w parku narodowym Haleakala zapadła decyzja, by jednak pojechać w te strony i zrobić pętlę około całej wyspy. Warto było.

Piękności spotykane w drodze do Hany

IMG_1704Eukaliptusy tęczowe – potężne drzewa, które wyglądały jakby je ktoś pomalował różnymi kolorami farby

IMG_1695Quiet. Trees at work. Lepszego polecenia jeszcze nie widzieliśmy.  

IMG_1755Przerwe w drodze umilać mogą też food trucki

Dla przybyszy kilka naszych poleceń

  • Wyruszajcie w drogę czym prędzej, tym lepiej. Nie będziecie żalować, że jechaliście zaraz po wschodzie słońca. Na trasie jest bardzo dużo miejsc gdzie czas ucieka szybciej, niż się wydaje.
  • Pełny bak paliwa to zasada. Natankować paliwo można przed Hana Highway a potem dopiero w miasteczku Hana.
  • Zapakować jedzenie i picie na cały dzień. Na prawdę się przyda. Lepiej więcej, aniżeli mniej. Po drodze można też zatrzymać się w miejscowych kioskach czy food truckach i coś dobrego zjeść.
  • Spakujcie też kilka koszulek na zmianę. W lasach jest gorąco a bardzo wilgotno. Po kilku krokach pot ścieka strumieniami.
  • Krem z filtrem, repelent, strój kąpielowy to chyba rzecz jasna.
  • Zaplanujcie miejsca zatrzymania. Warto jest być przygotowanym i spisać doprzodu atrakcje na trasie łącznie z wyznaczonym czasym na każde miejsce.

Prawdziwy mały Meksyk

Ciężko zacząć pisać po tak długiej przerwie. Tak, jesteśmy w Meksyku. W tym Meksyku, który dla większość Europejczyków wydaje się odrobine niebezpeczny, by pojechać tam na wakacje.

O następnej destynacji naszej podróży zadecydował los albo raczej specialna oferta biletów lotniczych. Wylądowaliśmy w mieście Cancun. Celem naszej wyprawy jest Półwysep Jukatański. Za trzy tygodnie chceme dowiedzieć się więcej o kulturze Mayów, zobaczyć ich świątynie, podziwiać piękne i słynne plaże morza karaibskiego i doświadczyć prawdziwy mały Meksyk, bo odwiedzamy tylko trzy z 32 meksykańskich stanów.

Każde państwo tak ma. Człowiek wypowiada nazwę państwa a zaraz mu wyskakują pierwsze skojarzenia albo raczej stereotypy. U nas było tak samo.

Meksyk znaliśmy z opowiadań i również z medii. Bo kto nie słyszał o groźnych gangach, porwaniach oraz nielegalnych imigrantach, ale też o sombrerach, tequili, mariachi no i oczywiście o pięknych plażach?

Niżej w punktach krótko i zwięźle jak jest na Jukatanie.

Bezpieczeństwo
Nie będziemy udawać bohaterów, szczerze mówiąc, trochę się baliśmy. Nie było osoby, która by nas nie uprzedziła przed niebezpieczeństwem. Nawet znajomi, którzy już w Meksyku byli, mówili byśmy byli ostrożni. Nasza pierwsza jazda wypożyczonym samochodem przypominała niemalże sceny amerykańskiego ganga style serialu, gdy wypatrywaliśmy zpoza każdego zakrętu bandytów. Po kilku dniach przekonaliśmy się, że Jukatan nie taki groźny jak wszyscy wróżyli. Nabraliśmy już sporego zaufania a nasze jazdy autem stały się bardziej zrelaksowane.

Na wszystkich głównych drogach spotykamy policyjne patrole sprawdzające podróżnych. Częstotliwość występowania patrolów potwiedza fakt, że już dwa razy nas zatrzymali. Raz by sprawdzić trzeźwość kierowcy (bardzo śmieszna przygoda), po drugi by pogrozić nam mandacikiem za szybką jazde. Naszczęście wszystko poszło sprawnie i bez problemów.

Spakować podstawy języka hiszpańskiego
Cancun oraz bliskie mu obszary są zmarykanizowane. Wszyscy o tym wiedzą, wszyscy z tym liczą. Sporo osób rozmawia po angielsku i bez problemu można wszystko załatwić. Wyjeżdżając dalej trzeba jednak znać podstawy hiszpańskiego. Z kilkoma nauczonymi zdaniami jest łatwiej. Lokalsi, chociaż są bardzo mili oraz pomocni, rozmawiają tylko po hiszpańsku a to może stwarzać niemały kłopot w komunikacji.

Krajobraz
Kaktusy oraz piasek. Tak zawsze wyobrażałam sobie Meksyk. Pierwszy kaktus, który na Jukatanie widziałam, był w doniczce w ogrodzie hotelowym. Powiem wam, lekkie zawiedzenie. Kontynuowałam w poszukiwaniu pól z kaktusami. Bezskutecznie. Jukatan to teren nizinny, porośnięty zieloną wegetacją przypominającą dżungle. By zobaczyć największe pustynie z olbrzymymi kaktusami należy wybrać się na Półwysp Kalifornijski. Jukatan może się pochwalić największą ilością pól porośniętym agawe, z którego uzyskuje się henequén, czyli włókna z liści agawe wykorzystane do produkcji sznurów. Właśnie takich sznurów, z których są zrobione wszystki huśtawki oraz hamaki w Meksyku.

Rzecz jasna, że musimy również wspomnieć przepiękne wybrzeże Jukatanu. Biały, bieluśki piasek, tyrkusowe wody, duże fale i szerokie oraz dłuuuugie plaże. Według nas to największa zaleta Jukatanu. O plażach i nie tylko już w krótce w następnym wpisie.

Produkcja cejlońskiej herbaty

Pomimo wrażenie, że herbata jest powiązana ze Sri Lanką od dawien dawna, w tym roku cejlońska herbata obchodzi dopiero 150. rocznicę. Pierwszy herbatnik zasadzony został przez Brytyjczyków, którzy użyli go jako substytutu za zniszczone przez pleśń plantacje kawy. Ojcem cejlońskiej herbaty jest Anglik James Taylor, który jako pierwszy założył plantację na 19 akrach.

Jak już w poprzednim wpisie informowaliśmy, Sri Lanka należy do największej czwórki producetów herbaty na świecie (1. Chiny, 2. Indie, 3. Kenia). Przeciętnie na Sri Lance wyprodukuję się niesamowitych 300 tysięcy ton herbaty za rok. Trzy podstawowe czynniki mają wpływ na końcową jakość herbaty – miejsce zbioru, specyficzny sposób zbioru oraz sposób przetwarzania.



Plantacje, czyli jak zbiera się herbatę

Herbatnik może wyróść do wysokości nawet 15 metrów, ale większość jest zastrzygiwana do wysokości około jednego metra. Głównym powodem jest komfort zbioru liści herbaty, ale też by urodzaj się spotęgował. Herbatniki rosną w nizinach, ale również w górach. Zmiana temperatur ma wpływ na jakość herbaty. W czasie dnia idealna temperatura jest około 18 – 20°C a w nocy około 5°C. Im większe różnice temperatur, tym wyższa jakość herbaty. Z tego powodu najbardziej jakościowe liście rosną w górach, których wysokość sięga ponad 1 500 m n.p.m.

Herbata na Sri Lance jest całorocznie zbierana wyłącznie ręcznie. Dzięki temu dochodzi do selekcji odpowiednich liści zaraz podczas zbioru. Zbierane są nowe dwa liście i pączek, w których jest najwięcej substancji wpływających na końcowy smak herbaty. W wypadku herbaty białej – zbierany jest tylko pączek. 

Zbierane są dwa listki i pączek

Ludzie i herbata

W przemyśle herbacianym bezpośrednio lub pośrednio zaangażowanych jest około 2 mln obywateli Sri Lanki. Warunki dla zbieraczek są raczej trudne, bo kiedy niezbiorą odpowiedną ilość w przeciągu dnia (18 kg) nie otrzymją żadnych pieniędzy.

Herbata na Sri Lance zbierana jest wyłącznie przez kobiety. 

Produkcja 
Proces produkcji jest dosyć skomplikowany. W skrócie można produkcję rozdzielić do następujących 5 etap:

PODSUSZENIE LIŚCI – WIĘDNIĘCIE 

Zebrane liście rozkłada się na specialnych siatkach, pod które wdmuchiwane jest powietrze. Więdnięciem redukuje się wilgoć listków o połowę. Proces podsuszania trwa niemal cały dzień w zależności od warunków atmosferycznych. 

SKRĘCANIE

Mechanicznym sposobem się skręca listki. Bardzo ważne jest by liście tylko zgnieść, nie rozmielnić. Rolowaniem rozerwana zostaje struktura komórek i listki wypuszczają soki, które decydują o smaku i aromacie herbaty.

FERMENTACJA

Do fazy fermentacji dochodzi tylko przy produkcji czarnej herbaty. Proces fermentacji przebiega bez użycia jakichkolwiek maszyn. Podczas tego procesu dochodzi do reakcji chemicznych, dzięki czemu czarna herbaty uzyskuje specificzny kolor i smak. 

SUSZENIE

Listki herbaty suszą się w tempaturze 70- 90°C w specjalnych urządzeniach. W trakcie wysuszania dochodzi do zatrzymania procesów chemicznych, które przebiegały w fazie fermentacji. W przypadku zielonej herbaty suszenie przebiega zaraz po fazie rolowania, więc w ogóle nie dochodzi do fermentacji.

SORTOWANIE HERBATY

Przy pomocy drgających siatek o różnych rozmiarach oczek w maszynach sortujących, wysuszone listki herbaty rozdzielane są według wymiarów i kształtów. Sortowaniem dochodzi do podziału na rodzaje herbaty, które jako końcowi konsumenci znamy według nazw widniejących na opakowaniach. W całej fabryce najbardziej technologicznie zaawansowanym urządzeniem na pewno jest maszyna, która rozróżnia i selektuje wysuszone listki herbaty według kolorów.

PAKOWANIE

Końcoweczka! Rodzaje herbat są pakowane do dużych aluminiowych worków, które są transportowane do Colombo na giełdę herbaty. Wszystkie herbaty wyprodukowane na Sri Lance muszą być sprzedawane wyłącznie zapośrednictwem tej giełdy.

Proces produkcji zielonej herbaty przedstawiony na talerzykach. Zbiór na plantacji – więdnięcie – skręcanie – suszenie – sortowanie. 

Powinniśmy wspomnieć, że z jednych i tych samych świeżo zebranych liści można w fabryce otrzymać różne rodzaje gotowej herbaty. Na Sri Lance najczęściej produkuje się herbaty czarne, zielone i białe (często nazywane jako srebrne). Jedyne czym się czarna herbata różni jest proces fermentacji, który przebiega w trakcie produkcji w fabryce.

Herbatkę na Cejlonie? 

Niestety jednak próba kupić na wyspie dobrą cejlońską herbatę, taką jak można kupić u nas w herbaciarni, jest nielada wyzwaniem. Z naszego doświadczenia tylko fabryki oraz autoryzowane sklepy sprzedają jakościową herbatę, która nadaje się do prawdziwego delektowania się smakami i aromatami. Kultura picia herbaty na Cejlonie raczej pozostaje z tyłu. Sri Lańczycy najczęściej piją silną czarną herbatę z mlekiem oraz niesamowitą ilością cukru.

We wnętrzu fabryk nie można robić zdjęć, więc zachęcamy do obejrzenia reportażu z podobnej fabryki herbaty jaką my odwiedziliśmy, którą przygotowała czeska produkcja Jidlo s.r.o. Link wstawiamy tutaj.

Czas na herbatę i nie tylko

Sri Lanka należy do największej czwórki producentów herbaty na świecie. W centralnej części wyspy herbatniki są widoczne dosłownie wszędzie. Herbatnik może wyrosnąć do wysokości nawet 15 metrów, ale większość jest zastrzygiwana do około jednego metra. Powodem jest głównie komfort zbioru liści herbaty. Na Sri Lance herbata zbierana jest wyłącznie ręcznie, to gwarantuje selekcję odpowiednich liści zaraz podczas zbioru.


Zbierane są nowe dwa liście i pęk, w których jest najwięcej substancji, które mają wpływ na końcowy smak herbaty. 

Fajną bazę do eksplorowania kultury herbaty stanowi Ella, do której prowadzi sceniczna trasa kolejowa, o której wspominaliśmy w poprzednim wpisie. Zielone pejzaże otaczają wioskę z każdej strony. Naokoło można podziwiać platacje herbaty oraz cudne góry z wierzchołkami sięgającymi nawet do 2000 metrów n.p.m. Ella należy między bardzo spokojne miejsca z uroczymi widokami. W idealnych warunkach trzeba znaleść zakwaterowanie z balkonem lub terasem, na którym można w spokoju i bez pośpiechu zjeść smaczne śniadanie a wypić, jak samo miejsce sugeruje, filiżankę dobrej herbaty. 

Atrakcji w Elli jest sporo

Przechadzka pomiędzy herbatnikami. 

Sceniczne widoki na szczycie Little Adam’s Peak. 

9 arch bridge

By zrozumieć cały proces wytwarzania herbaty najlepiej wprost zajrzeć na linię produkcji w fabryce, gdzie niestety nie można robić zdjęć. Cały następny wpis będzie dedykowany produkcji herbaty, który opublikujemy wkrótce. 

Bardzo polubiliśmy Ellę. Zielone kolory dawają naprawdę fajnego kopa pozytywnej energii. Chłodniejszy klimat nie męczy, jak upalne dni nad oceanem. W Elli nam też najbardziej smakowała typowa kuchnia wyspy. W dodatku właściciel chatki, w której spędziliśmy 2 noce, gościł nas w tak serdeczny sposób, że nam nawet zaśpiewał i zagrał piosenkę z własnej twórczości. 

Było rewelacyjnie. Polecamy każdemu. 

Sri Lanka z okna pociągu

Cejlońskiej wyprawie czas start. Pewnie większość osób kojarzy Sri Lankę jako piękną destynację o złocistych plażach. My jednak zdecydowaliśmy szybciej zapoznać się z drugim, bodajże piękniejszym, obliczem wyspy – samym wnętrzem Cejlonu. W tych miejscach mgły unoszą się nad krzakami herbatników a lasy pokrywają górskie zbocza. 

Z głównego miasta Kolombo do centralnej części wyspy najtaniej można pojechać pociągiem. Linie kolejowe prowadzą wzdłuż i wszerz wyspy. Obecnie sieć kolejowa Sri Lanki liczy 1 508 km. Zasługi należą się Brytyjczykom, którzy za czasów kolonialnych zbudowali na całej wyspie solidną sieć kolejową. Głównym powodem budowy kolei był transport herbaty i kawy z regionu górzystego do Kolombo. 

Dla tubylców kolej jest ważnym środkiem transportu. Bilety z miejscówkami sprzedają się jak świeże bułeczki. Ceny biletów są bardzo, bardzo niskie. Dla turystów kolej służy również do transportu, ale z większej części by podczas jazdy podziwać sceniczne widoki. Kolej kręci się przez piękno natury takie jak wodospady, lasy, górskie szczyty, plantacje herbaty oraz lasy sosnowe. Widoki są naprawdę godne podziwu.


Nasza przygoda, nasze wrażenia 
Od czego zacząć? Trasa z Kolomba do Elli trwa około 9 godzin. Z tego powodu zdecydowaliśmy się trasę rozdzielić na dwie części. Drogą zatrzymaliśmy się w górskim miasteczku Kandy, które znajduje się nad jeziorem. Miejsce to szczególnie ożywa w czasie święta „nazwa”, kiedy jest odwiedzanie mnóstwem miejscowych buddystów, którzy zmierzają z ofiarą do świątyni Tooth Temple. 

Wygląda na to, że pociągi pamiętają jeszcze wiktoriańskie czasy. Połączeń jest w porównaniu z popytem stanowczo za mało, wagony są bardzo stare, brudne no i raczej niewygodne. 


Standartem są ludzie sterczący nazewnątrz wagonu przez drzwi. Pomimo to polecamy pojechać koleją, dostarczy wam niezapomniane przeżycia.

Nasza podróż z Kandy do Ella, która miała trwać 6 godzin i mieliśmy rezerwowane miejsca zamieniła się w 9 godzinową odysseę siedząc na ziemi wagonu. Wszystko było zpowodowane zapsuciem lokomotywy.


Jednak trzeba cały czas mieć na pamięci główny powodów podróży a tym są spektakularne widoki. 

Bilans minionego roku

Początek nowego roku, to czas podsumowań i postanowień. Może się wydawać, że rok 2016 nie był dla nas dwóch podróżników zbyt aktywny. Co prawda, to na blogu nie pojawił się ani jeden wpis. Jednak mogę wam zdradzić, iż pozory mylą. Daniel spędził 10 miesięcy w Belgii, studjując program IELSP na Uniwersytecie w Antwerpii. Z tego powodu kilkakrotnie odwiedziłam ten pachnący goframi kraj. Wspólnie udało nam się zwiedzić parę ciekawych miast. Gorąco zapraszamy na krótkie zestawienie z ostatniego roku.

antwerpia

paryz

Niderlandy przejechane wzdłuż i wszerz a nam zachciało się pojechać po bardzo długim czasie na wakacje nad polskie morze. Pierwszy wakacyjny weekend mieliśmy spędzić opalając się na plaży. Plan był jasny i prosty. Plaża, słońce, pyszne pączki oraz najlepsze polskie smażone ryby. Wszystko było jak zaplanowaliśmy, tylko tego słońca nam zabrakło.

baltyk

A na samym końcu roku zaliczyliśmy dwie wycieczki w wysokogórskie obszary. Jeżeli nie wiecie, jak aktywnie spędzić pare dni, polecamy Austrię i jej cudne turystyczne trasy oraz stoki narciarskie w Alpach Salzburskich.

austria

Rok 2017 dobrze się zapowiada. Sporo podróży już mamy zaplanowanych, więc zostańcie z nami i bądźcie na bieżąco z najnowszymi wpisami.

Wszystkiego co dobre oraz wiele podróży Wam życzymy w nadchodzącym roku!

Nasza studnia w Kambodży

Kasia z okazji urodzin życzyła sobie nietypowy prezent, chciała studnie w Kambodży. Niekiedy nie doceniamy w jakim luksusie żyjemy, kiedy mamy wszędzie dostępną pitną wodę. Niestety, nie w każdym kraju tak jest. Kambodża jest jednym z nich. Kasia wsparła projekt Cambodian Child’s Dream, który tam buduje studnie. Od października dalszych 30 osób może korzystać z „naszej” studni.

„Happiness doesn’t result from what we get, but from what we give.”

Kasiaidanielwprodrozy.com 964D

Kasiaidanielwprodrozy.com 964B

No i mamy świetny powód by pojechać do Kambodży!

Czatowanie na smoki z Komodo

Nasze włóczęgi po Indonezji kontynuowały w kierunku następnej wyspy. Tym razem mogliśmy się zachwycać pięknami wyspy Flores. Jak sama nazwa wskazuje, chodzi o „wyspę kwiatów” pełną zieleni oraz zachwycających miejsc.

Sam wybór przejazdu z wyspy Lombok na Flores jest dla wielu podróżników wielkim dylematem, gdyż możliwości jest sporo a ceny bardzo się różnią. Można kupić drogie (w większości przypadkach przedrożone) bilety lotnicze, wykupić kilkudniowy rejs na łodzi z kilkoma postojami na ciekawych miejscach lub przejechać na Flores autobusem oraz trajektem. My z powodów takich, siakich a też owakich wybraliśmy opcję autobusu oraz trajektu.

Indonezja (1256)

Nareszcie Flores!

Po 29 godzinach podróży (o tak, widzicie dobrze, 29 godzin, czyli welcome in Indonesia) zmęczeni i szczęśliwi z ulgą stanęliśmy na katolickiej wyspie Flores, w portowym miasteczku Labuan Bajo.

Stąd można rozpocząć poszukiwanie smoka z Komodo na niedalekich wyspach Komodo i Rinca, które należą do parku narodowego Komodo National Park. Dla miłośników podwodnego życia Labuan Bajo stanowi najlepszą bazę do nurkowania oraz snorkelingu. Personel szkół nurkowania, których liczba na sto metrów kwadratowych jest zaskająco wysoka, każdemu z przybyszów powtarza, iż nie istnieje lepsze miejsca do nurkowanie w całej Indonezji. Właśnie tutaj można podziwiać przepiękne, majestatyczne manty.

Miasteczko Labuan Bajo od pierwszego spojrzenia robi wrażenie. Wszystko jest takie, jak powinno być, nieudawane. Na jedynej głównej ulicy Soekarno Hatta znajdują się głównie hotele, restauracje, szkoły nurkowania i agencje turystyczne organizujące wycieczki. Z nej rozchodzą się małe uliczki zamieszkane przez tubylców z reguły rybaków. I to wszystko!

Labuanbajo 16497766814_02d6d15feb_o

Powracając do naszego programu

Wieczorem zmęczeni podróżą z wyspy Lombok zamawiamy w pobliskiej agencji turystycznej wycięczkę na wyspę Komodo z dwoma przystankami na malutkich wysepkach, gdzie można snorklingować i podziwać piękną rafę koralową. Po wstępnych zamieszaniach, gdy nie czeka na nas żadna łódka z kapitanem, ponieważ to ostatni dzień Ramadanu a nikt przecież nie będzie pracować w tak zacny dzień, dołączamy do pary z Taiwanu i wyruszamy na morze.

Odpływamy od brzegu i naszym oczom ukazują się wysepki, a za nimi kolejne i następne. Wysepki, które mijamy, są różnorodne, jedna bardzo zielona, druga wysuszona totalnie. Jedna większa, druga mniejsza. Wokół błękit i ukryte tuż pod powierzchnią rafy koralowe.

Indonezja (1218)

Smoki z Komodo

Po 2 godzinach dobijamy do portu na Komodo. Jedyne na świecie smoki Komodo to po prostu wielkie i bardzo niebezpieczne jaszczury, które zeżrą nawet człowieka, buwoła, konia a też własne dzieci. Komodo są kanibalami. Zjadają wszystko oprócz pazurów. Pycha prawda?

Indonezja (1302)

Kto to taki? Komodo!

Indonezja (1293)

Na wycieczkę po wyspie ruszamy obowiązkowo z przewodnikiem, bo inaczej się nie da.

Indonezja (1286)

Spacerujemy dwie godziny po parku. Spotykamy sześć smoków, ale najwięcej się ich porusza we wiosce pod kuchnią. Przewodnik opowiada nam najważniejsze informacje o tych płazach, które uzupełnia przerażającymi historiami, co i kogo Komodo zeżrały i co po takiej uczcie zostaje (okulary administratora parku itp.).

W międzyczasie, cóż się to zbliża?

 Indonezja (1290)

Tym razem Komodo tuż przechodzi obok nas

Indonezja (1292)

W porze suchej cała flora wyspy jest wysuszona, w korycie rzeki nie płynie żadna woda a smoki poprostu odpoczywają w ukryciu, dlatego lepiej zaplanować wycieczkę na wyspę w porze deszczowej.

Indonezja (1279) Indonezja (1281) Indonezja (1283)

Przede wszystkim trzeba sprawdzić, kiedy smoki mają okres rozrodczy. To idealny okres dla zwiedzenia parku narodowego Komodo, gdyż właśnie wtedy można widzieć prawdziwe dorosłe smoki, które się będą poruszać po całej wyspie w poszukiwaniu drugiej płci. Jednak was uprzedzamy, dorosły smok dorasta do 3 metrów i może biec z szybkością do 20 km/h! 😉

A co najbardziej ciekawe, badania wykazały, że w ślinie warana Komodo żyje około 50 różnych szczepów bakterii, które przy ukąszeniu dostają się do krwi zaatakowanego zwierzęcia, powodując infekcję prowadzącą do śmierci ofiary. W dodatku smoki Komodo nie mają wrogów naturalnych w łańcuchu pokarmowym, jedynym zagrożeniem dla młodych waranów są dorosłe osobniki.

Świat podwodny

Nasyceni widokami smoków wyruszamy w kierunku następnej przygody. Tym razem poznajemy świat podwodny w okolicach wyspy Flores. Kolorowe rybki, rozgwiazdy, koralowce robią wrażenie. Pływamy i obserwujemy fantastyczne życie pod wodą tak długo, jak nam kapitam naszej łódki pozwala.

Indonezja (1319) Indonezja (1323)

Plaże na takich wysepkach niemal jak ze zdjęć National Geographic, prawda?

Indonezja (1354)Indonezja (1340)

Pora wyruszać na dalszą wysepkę a potem czeka nas długi rejs do portu Labuan Bajo i oszałamiający zachód słońca, gdy niebo nabiera pomarańczowego koloru.

Indonezja (1246)

W dalszym wpisie opiszemy wam najpiękniejszą zapomnianą wysepkę, którą dotąd widzieliśmy. Bez wahania – our beloved place in Indonesia.

Lombok – czeka na turystów 

Niedalego od Gili Air, zaledwie piętnaście minut łódką, zdajduje się wielka wyspa Lombok. Kupiliśmy bilet na łódkę, która odjeżdża aż się napełni. W naszym wypadku nie minęło dziesięć minut i już płynęliśmy, a co lepsze, koszt tego przejazdu to 12.000 Rupii (24 CZK/ 4 zł).

Jak racio zwyciężyło nad emocjami

Zbliżając się do brzegu, oglądamy majestetyczny wulkan Mout Rinjani, którego wierzchołek znajduje się 3.700 m n.p.m. Na sam szczyt można wybrać się z organizowaną wycieczką, którą prowadzi doświadczony licencjonowany przewodnik a walizki wynoszą tragarze. Prawdę mówiąc, bardzo nas kusiło spróbować swych sił i wyjść przynajmniej do brzegu kratera. Niestety tym razem rozum wygrał nad sercem, które chciało mieć mnóstwo ciekawych przeżyć i niepowtarzalny wpis na blogu. Dla przybliżenia 2.000 m wspina się w przebiegu 6 godzin – to praktycznie wspinaczka po drabinie! Danielowe kolana nie pozwoliłyby na bezpieczne zejście w dół, może kiedyś wylecimy tam helikopterem. Poniżej zamieszczamy parę zdjęć z sieci.

  
  
Senggigi zwołuje turystów

Z portu jedziemy do Senggigi, ośrodka turystycznego z mnóstwem baaardzo luksusowych hoteli. Chociaż byliśmy tam w czasie Ramadanu a Lombok jest zamieszkały muzułmanami, w kawiarniach grała żywa muzyka i można było kupić piwko i inne napoje wyskokowe. W tego typu ośrodkach turystycznych jest to tolerowane a miejscowi przymykają oczy, Allah chyba też. Wieczór spędziliśmy według polecenia naszego taksówkarza w Happy Cafe, gdzie grała najlepsza kapela w okolicy. Pożyczyliśmy motor i wybraliśmy się na poszukiwanie najlepszych plaży, ale jakoś nas nie powaliły, może jesteśmy już rozpieszczeni? Sami zobaczcie plaże w Senggigi. 

   
   
  

Prawdziwy kontrast szalonej Kuty na Bali, to Kuta na Lomboku

Jedziemy na południe Lomboku do Kuty, diametralnie innej od tej na Bali. Kuta, to raczej spokojna wioska z paroma restauracjami i hostelami. Jest wyśmienitą bazą dla surferów, kórych można spotkać na każdym rogu. Wypróbować surfing po raz pierwszy w życiu? Żaden problem. Szkóły surferskie znajdę was same, nawet nie musicie się wysilić i ich szukać. Wyśmienite fale, przepiękne plaże. Taka Kuta nam się podoba.

   
   

W Kucie musicie pożyczyć motor i odkrywać plaże w okolicy. Te przepiękne plaże na razie nie są otoczone kompleksami hotelowymi a to oznacza tylko jedno, są PUSTE! Do tych plaży się zakochaliśmy, posądźcie sami. 

Plaża Tanjung Aan    
    

Plaża Mawun Beach   

  



Idealne miejsce do nauki surfingu

Dla surfingu w okolicy Kuty są najlepsze dwa miejsca Selong Belanak i Gerupuk Bay. W obu miejscach walczyliśmy z falami a musimy przyznać, że jest to niesamowita frajda. Jeżdżąc na fali aż krzyczeć się chce z radości. Chyba nowe hobby. W dodatku to Daniel jeździł po pierwszych 15 minutach jak prawdziwy surfing boy. 

  

 

Sasak – autochtonami Lomboku

Pierwotnymi obywatelami wyspy Lombok są Sasakowie. Nadal utrzymują tradycyjny tryb życia. Mieszkają w bambusowych domkach pokrytych ususzoną trawą. 

  

Typowy dom składa się z dwu pomieszczeń. Zaraz za drzwiami jest miejsce, gdzie śpi ojciec rodziny. Trzy schody wyżej, zawsze trzy, bo symbolizują trzy korzenie ich wiary – animizm, muzułmanizm, hinduizm, znajduje się kuchnia, w której śpią dzieci z mamą. Podłoga jest z gliny a raz w miesiącu jest wysmarowywana wykałami buwołów, chyba dla desynfekcji. 

   
 

Co ciekawe, ludzie Sasak wychodzę za mąż ze swoimi kuzynami! Czyli wszyscy są jedną wielką rodziną. Sami jesteśmy zdziwieni, że ktoś dobrowolnie nadal żyje takim trybem życia, ale jest to ich wybór, chyba im tak dobrze. Daleko od naszego wyścigu szczurów.

Wyspa Lombok ma dużo do zaoferowania, więc nie ma na co czekać i trzeba wyjeżdżać! Jeżeli chcecie się zakochać w przepięknych plażach z bialuśkim piaskem, nauczyć się zjeżdżać fale, pogadać z prawdziwymi i uprzejmymi obywatelami Indonezji… Lombok to wasza następna destynacja

 

podróżować to żyć…