Z historycznej Ayuthayi wyruszyliśmy tym razem w kierunku przyrody. Zdecydowaliśmy się na polecenie Jedzoków (którzy w zeszłym roku byli także w Tajlandii) zobaczyć prawdziwą dżungle parku narodowego Khao Yai. Drogę z Ayuthayi do Pak Chongu pokonaliśmy pociągiem za 263 THB/osoba w 2 klasie z klimatyzacją. Na dworcu w Pak Chongu czekała na nas pzewodniczka z Booby’s Jungle Tour (przewodnika rezerwowaliśmy z 3 godzinowym wyprzedzeniem).
W programie były dwie wycieczki- half day i full day wycieczka. Główną atrakcją pierwszej wycieczki były nietoperze. Zwiedziliśmy jaskinie, w których panowała absolutna czerń. Tylko w świetle promienii latarek mogliśmy zobaczyć małe stworzonka wiszące głową na dół. Punktem kulminacyjnym było obserwowanie wylotu nietoperzy z jaskiń.
Tuż przed zmierzchem wszystkie nietoperze za jednym razem wylatują z jaskiń. Przewodniczka cały czas powtarzała, że zobaczymy „million of batmans”. Jak każdy rozsądny (i niewykszatłcony człowiek w zakresie zoologii) nie ufaliśmy jej. Jednak ten moment nastąpił o godzinie 17:50. Cisza, nagotowane fotoaparaty a my stojimy za naszym autobusem:
Jakby z bicza strzelił: setki, potem tysiące a po paru minutach nawet miliony nietoperzów w jednym czasie wylatywały z jaskiń. Fala czarnych stworzonek zapełniła całe niebo. Przeżycie do nieopisania, kiedy wam miliony małych myszek z skrzydełkami latają nad głowami i słychać ich silny szelest skrzydeł. Wylot wszystkich nietoperzy trwa aż 60 minut! Niewiarygodne iż wylatują każdy dzień o tej samej porze wszystkie razem.
Za to podczas drugiej wycieczki cały dzień spędziliśmy w prawdziwej dżungli Khao Yai. Park narodowy jest zapisany na liście UNESCO. Trzeba przyznać, że park jest bardzo zadbany na całym obszarze 2168 km2. Wejście do parku kosztuje 500 THB dla dorosłych, 300 THB dla dzieci. Jest także możliwe wjechać do parku własnym samochodem/ motocyklem, koszt 50 THB.
Drogi w parku prowadzą czasami wzdłuż dżungli albo też jezior, w których pływają krokodyle. Podczas 14 km jazdy po drodze w parku widzieliśmy 4 olbrzymie kupy (gówna) słoni, dziesiątki małp obserwujących turystów jadących w samochodach.
Zamówiliśmy 2 godzinowy spacer po dżungli i z tego powodu ubraliśmy sobie sandały, żeby w razie deszczu się szybko wlało i wylało. Sami nie wiemy jakim cudem naraz nasz samochód zmienił kurs i nasiadły 4 osoby w górskich butach całych od bagna. Okazało się, że wczoraj byli cały dzień w dżungli, gdzie i w namiotach przenocowali. To już nam sygnalizowało, że dzisiej chyba nie będziemy spacerować po asfaltowych chodniczkach po obrzeżach dżungli. Nakładamy wody i obiad do plecaka i wyruszamy w głąb dżungli na 6 godzinową turę. Na szczęście otrzymaliśmy na nogi takie duże skarpety przeciwko pijawkom. Dzięki temu niemusimy maszerować z gołą nogą.
Nasz przewodnik przezywany „monkey man” jest niesamowity. Okazuje się, że ostatnich 14 lat jest każdy dzień w dżungli. Podziwiamy jak wytrenowane ma zmysły, kiedy wszystkim pokazuje małą żabkę skrytą w ćmie pod starym drzewem. Od tego momentu zaraz czujemy się nieco bezpieczniej, kiedy ubezpiecza nas, że wszystko śledzi i nic niegrozi. Jego wykład jest bardzo ciekawy. Czasami trzeba się domyślać co nam chce powiedzieć (thai-english), ale w sumie kapujemy o co chodzi.
Monkey man pokazuje nam różne owoce dżungli, między innymi próbujemy jeść owoc ratanowca. Wszyscy znają z niego meble, ale jego owoce są zdrowe dla ludzkiego ciała.
Nastała pora obiadowa a my wyciągamy wpośród ogromnych drzew (30-40 metrów) zapakowane typowe tajlandzkie jedzenie pad ka prao. Chociaż mrówki kłują nas w pupę -> w takim miejscu jeszcze niejedliśmy obiadu.
Jakóżto pora deszczowa to nam też zaczyna padać i tak ślizgające podłoże przemienia się w ślizgawkę. Ach, jak dobrze by było mieć górskie buty. Zmęczeni, zmoknięci nagle słyszymy głośne oddechi jakiegoś zwierzęcia. Wszystkim serca walą z podekscytowania a mnie (Kasi) ze strachu. Przewodnik każe szybko zmykać, bo wygląda to na tygrysa. Jeszcze parę poślizgów (cca 3 km ;-)) i docieramy do końca naszej wyprawy, wodospad znany z filmu Plaża.
Podczas tej przygody udało nam się zobaczyć dzikiego słonia, gibona, mnóstwo ptaków i cudownych motyli. Małpy siedzące na drodze oraz lizarda.
Zmęczeni, brudni, ale pełni wrażeń powróciliśmy do hostelu. Niezapomniane przeżycie! Kasia: „The best dangerous adventure which I have ever experienced!”