Bangkok to miasto wielu twarzy. Tuk tuki, taksówki, targi, „restauracje na ulicy, czy może raczej stołówki”, kłamcy, złodzieje, mili i serdeczni ludzie, luksus, domki zbite z desek, wysokie wieżowce, pieniądze i bogactwo.
Po pierwszych dwóch dniach zwiedzania poznaliśmy wszystkie wymienione oblicza Bangkoku. Zwiedzanie mniej znanych świątyń jest naprawdę uspokajające i polecane nawet w przewodnikach Lonely Planet. Do takich świątyń możemy zaliczyć: Wat Po, Wat Suthat i Wat Arun. Świątynia Wat Phra Kaeo, która znajduje się w areale Grand Palace (Pałacu Królewskiego) by można w bardzo nieodpowiedni sposób charakteryzować jako Disneyland w Bangkoku. Każdy dzień tysiące turystów odwiedza cały królewski kompleks. Hałas, tłumy ludzi, pstrykające się grupki nie pozwalają zwiedzającym skupić się i zaczerpać atmosfery tego miejsca. Szkoda. Pomimo to bogactwo, oryginalność i piękno pojedyńczych budynków powala każdego z nas.
Oto pare zdjęci z wymienionych miejsc:
Dalszym szokiem (pozytywnym i negatywnym) była część miasta nazywana China Town. Najwyższa koncentracja osób i targowisk powodowała, iż czuliśmy się bardzo niespokojnie. Jednak można było tutaj kupić WSZYSTKO.
Naszą wizytę zakończyliśmy w nowoczesnej części Bangkoku blisko Siam Center w Lumpini Park. Ten oto park przezwaliśmy Central Park z Nowego Jorku. Dwoma słowami: Oaza miasta. Do Lumpini Parku można ucieć przed hałasem, tuk tukami i kurzem by pooddychać swobodnie. Wieczorem, gdy już nie jest tak upalnie zamienia się w wielką sale gimnastyczną i tubylcy ćwiczą tai chi i aerobic w rytmach tekno. Siam to zaś centrum zakupów, zabawy, sky barów i bogatych ludzi. Ciekawostka: wszyscy studenci i uczniowie bardzo dumnie chodzili po całej nowej części Bangkoku w swych szkolnych mundurkach, nawet po godzinie 21. Szokujące było zauważenie ogromnych różnic finansowych. W historycznym centrum spotykamy zazwyczaj ludzi ubogich, którzy sprzedają byle cow swoich kioskach a z drugiej strony w Siam Center (shopping mall) inni czekają kolejkę do sklepu Louis Vuitton.