Archiwa kategorii: Świątynia

My Son niby wietnamski Angkor Wat

Z Hoi Anu wybraliśmy się na skuterze do 46 kilometrów odległego kompleksu My Son. Chodzi o byłe miasto Czamów, którzy tutaj przebywali od IV do XIII wieku. Kompleks był religijnym a też intelektualnym centrem, w którym większość świątyń była poświęcona Czamskim królom wraz z bogiem Sziwą. W mieście, za panowania najsilniejszych Czamskich królów, znajdowało się 68 budynków. W dniu dzisiejszym stoji tutaj tylko 20 w wielkiej miarze zniszczonych budowli. Byłe miasto leży na 200 m² w przepięknej żywej dżungli, nad którą mieści się góra Hon Quap, w przetłumaczeniu Ząb kota. Ruiny budynków otoczone zielenią dodają miejscu fascynującą atmosferę.

20140724-071924-26364963.jpg

20140724-071458-26098741.jpg
Kompleks odkryli Francuzi na końcu XIX stulecia, kiedy odkrywali tereny swej kolonii. Właśnie francuzcy badacze znacząco udzielali się w pracach restauracyjnych byłych świątyń. Niestety podczas wojny amerykańsko – wietnamskiej Amerykanie miejsce zbombardowali. Dlaczego? Ponieważ My Son był bazą prokomunistycznego Viet Congu.

20140724-071623-26183889.jpg

20140724-071634-26194734.jpg

20140724-071613-26173284.jpg
Pozostałe cegły jako wspomnienie na przepiękne świątynie

20140724-071852-26332052.jpg
Z własnych doświadczeń możemy miejsce polecić wszystkim, by przynajmniej po trochu zasmakować atmosferę starych świątyń i przez chwilę poczuć się jak w kambodżański Angkor Wat. Miejsce to przypomina nam również Sukuthai czy Ayutaję w Tajlandii.

Byłe miasto Czamów jest zapisane na liście UNESCO, dlatego każdy dzień tłumy ludzi przemieszczają się po całym kompleksie. Przyjazd do My Sonu polecamy we wczesnych porannych godzinach lub puźnym popołudniem. Nam akurat wyszło tak, że przechadzkę absolwowaliśmy w największym upale i dlatego wszędzie tylko skakaliśmy pomiędzy cieniami drzew i świątyń.

20140725-070627-25587811.jpg

20140725-070638-25598176.jpg

20140725-070617-25577061.jpg

By jeszcze uzupełnić dla ciekawskich ważną informację: W znaczący sposób udzielał się na pracach restauratorskich Polak imieniem Kazimierz Kwiatkowski. Jego długoletnią pracę w My Son tubylcy bardzo doceniają. W mieście Hoi An nawet istnieje Rynek Kazika z jego podobizną w środku.

Restauracja świątyń z XX oraz XXI wieku

20140725-070835-25715844.jpg

20140725-070825-25705231.jpg

Dla zachęty, by do miejsca pojechać na własną rękę a nie w ramach organizowanej wycieczki – wstawiamy zdjęcia przepięknie fotogenicznych okolic drogi z Hoi An do My Son.

20140725-071023-25823840.jpg

20140725-071057-25857156.jpg

20140725-071046-25846777.jpg

Uzupełnienie numer dwa: jak wygląda Angkor Wat do którego jest My Son dla niektóry porównywalny?

20140725-071411-26051589.jpg
Z tym że całkowita powierzchnia Angkor Watu wynosi razem z murami zewnętrznymi i fosą 2,08 km².

Jak zostać gangsterem ulic

Jak najlepiej poznać okolice danego miasta? Odpowiedź bardzo prosta. Najlepiej i najtaniej na motocyklu. W Chiang Mai (mieście na samej północy Tajlandii) wzdłuż rzeki, na ulicy Th Moon Muang, istnieje mnóstwo firm, które wynajmują rowery, motocykle i samochody. Wypożyczenie motocyklu zajmie niespełna 10 minut. Wypisać dane kierowcy, podpisać reguły i zastrzeżenia firmy, oddać paszport jako deposit, zapłacić 200 THB za 24 godzin plus 50 THB ubezpieczenie (warto poinformować się co wszystko kryje dane ubezpieczenie) i wybrać kask oraz motocykl. Uwaga! Nie trzeba nawet pokazywać prawa jazdy!! Mieliśmy wypożyczony skooter 125 cm3, niepolecamy wybierać z mniejszą pojemnością, ponieważ by nie zdołał bardzo strome drogi. Żaden z nas nie ma prawo jazdy na taki motocykl a z wypożyczeniem nie było najmniejszego problemu.

20130813-080616.jpg

20130813-075707.jpg

Troszeczkę nas przeraża, jak mieszkańcy Tajlandii są benewolentni wobec bezpieczeństwa na drogach. Niemalże nikt nie zapina pasów w samochodzie; dzieci (nawet trzylatki) siedzą na przednim siedzeniu; fotelik samochodowy dla dzieci nikt nie ma w samochodach; 80% kierówców motocyklów jeździ bez kasku na głowie; na motocyklach jeżdżą z osobą dorosłą nawet niemowlaki. Co prawda szybko się w tym państwie nie jeździ, 30- 40 km/godz w miastach, około 70 km/godz poza miastem, ale liczba wszystkich pojazdów jest ogromna.

Na jazdę po lewej stronie trzeba się przyzwyczajić. Nie chcąc udało nam się zrobić parę rozgrzewkowych kółek, ale nie wyszły na marne, więc polecamy się przyzwyczaić do motocyklu w mniej frekwentowanym miejscu. Zasady są proste – jechać jak wszyscy jadą, stać jak wszyscy stoją. Zdarzały się włączone czerwone światła, które wszyscy przejeżdżali jakby nic. Okazało się, że to były przejścia dla pieszych, więc kredo dróg tajlandyjskich – kto jest większy ma pierwszeństwo. Na skrzyżowaniu ma najprawdopodobniej pierszeństwo ten, kto szybciej przyjedzie. Motocykle jeżdżą najczęściej w grupie po lewej stronie drogi o nieco wolniej aniżeli reszta pojazdów. Natomiast na czerwonym świetle wszystkie motocykle przecisną się do przodu i wszystkie razem wystartują. Ten sposób jest tutaj zażyty i nikomu nie przeszkadza, ponieważ motocykle mają lepszą akcelerację niż samochody. Zastanawiałem się, czy dźwignia skrzyni biegów w pojazdach przeznaczonych do lewostronnego ruchu jest również na odwrót? O kazało się, że nie. Więc dźwignia skrzyni biegów jest takie same jak u nas, tylko kierownica zmienia miejse.

20130813-073351.jpg

Daniel przyzwyczajił się do hektycznego peletonu motocyklistów, którzy wyjeżdżają, zjeżdżają, wymijają się bez użycia kierunkowskazu. Można by powiedzieć, że zaliczał się do ‚motocyklowego gangu ulic’.

20130813-081012.jpg

20130813-073056.jpg

Pierwszy dzień wyjechaliśmy do gór Doi Suthep, gdzie znajduje się najważniejsza świątynia północnej Tajlandii- Wat Phra That Doi Suthep , do której prowadzi 306 schodów. Wat zbudowany był w roku 1383 podczas panowania króla Keu Naonea. Wg dostępnych informacji świątynia należy do końcowych destynacji wielu pielgrzymek mnichów i wyznających buddyzm.

20130813-080027.jpg

20130813-080130.jpg

20130813-080143.jpg

20130813-080201.jpg

Podczas wycieczek na motocyklu nie może zabraknąć odwiedzin prawdziwych tradycyjnych wiosek w górach. Gdy się przyjeżdża do takiego miejsca nasuwają się różne myśli. Wioski i ich obywatele żyją w innym świecie. Jeden przymiotnik za drugim przelatuje nam w głowie: beztroskie życie, zacofane, piękne, smutne, inne, ztracone miejsce itp. Większość obywateli Tajladnii żyje w podobny sposób jak europejczcy, ale stale można znaleźć miejsa, w których jakby czas wolniej płynął.

20130813-080257.jpg

20130813-080309.jpg

20130813-080325.jpg

20130813-080338.jpg

20130813-080355.jpg

Drugi dzień spędziliśmy w odległym od Chiang Maiu monsumowym lesie, gdzie spływa wiele wodospadów. Około drogi są drogowskazy do różnych wodospadów. Wybraliśmy jeden na chybił trafił a to okazało się błędem. Po zapłaceniu wejścia (100 BTH/osoba) pusty parking sygnalizował, że coś nie tak. Na pewno podczas sezonu deszczowego nie warto wchodzić do takich miejsc, ponieważ teren jest trudny i niebezpieczny do pokonania. Podłoże ślizga, mostki i terasy widokowe są zpróchniałe. Chociaż jest sporo wody, czyli wodospady miały by być spektakularme, my wybraliśmy trochę większe spływy na Głuchówce w Bystrzycy.

20130813-080452.jpg

20130813-080500.jpg

20130813-080512.jpg

20130813-080522.jpg

20130813-080530.jpg
Pozdrawiamy!

20130813-080543.jpg

Sukhothai – no i znowu cegły?

Przygody w dżungli nas na tyle wyczerpały fizycznie, ale też psychicznie, że zdecydowaliśmy się podążyć dalej w kierunku nam już znanych i przyjemnych świątyń. Tym razem do innego miasta, którego historyczna część jest także zaliczana do światowego dziedzictwa UNESCO.

20130809-232352.jpg

Sukhothai leży na dalekiej północy Tajlandii, więc było trzeba spędzić pare długich godzin w autobusach. Trasa: Pak Chong- Nakhon Sawan (2nd class with A/C 250 THB, 6 godz), Nakhon Sawan- Sukhothai (2nd class with A/C, 185 THB, 4 godz). Autobusy nas coraz bardziej szokują. Z każdym nowym wehikłem komfort i wnętrza spadają wg nas o klase, ale jak zawsze wybieramy 2nd class z klimatyzacją. Sami możecie zobaczyć:

20130809-213146.jpg

20130809-213159.jpg

20130809-213239.jpg

Jak z tekstu wynika- cały jeden dzień spędziliśmy w autobusach. Godziny zabijaliśmy pisaniem wpisów na blog, czytaniem przewodników i oglądaniem okolic za oknami. Trzeba przyznać, że drogi w Tajlandii są na bardzo wysokim poziomie! 2 aż 3 pasy w jednym kierunku -> wszędzie. Pokoszona trawa koło każdej drogi. Niektóre skrzyżowanie jakby wypadły z oka skrzyżowaniom w USA. Po prostu zadawaliśmy sobie pytanie, czy naprawdę jedziemy po drogach w niby ubogim kraju. Trzeba wspomnieć również o samochodach, które wszędzie widujemy. Niemal każdy Tajlandczyk jeździ w dużym, nowoczesnym pickupie albo na motocyklu. Ameryka jak wypisz wymaluj proszę państwa.

Powracając do naszego zwiedzania w Sukhothai:
Sukhothai jest często nazywana jako pierwsza stolica Tajlandii. Jak każdy przewodnik uprzedza: chodzi o rozpowszechniony błąd. Pierwsze budynki a głównie świątynie były zbudowane w XIII wieku. Potęga miasta w XIII wieku była tak wielka, iż podporządkowało ono sobie większą cześć dzisiejszej Tajlandii, a czas jego największej prosperity określany jest w historii kraju mianem „złotego wieku”.
Wszystkim zwiedzającym przyjdzie na myśl, iż świątynie by miały być bardzo podobne do tych w Ayuthai (gdzie już spędziliśmy cały dzień zwiedzaniem). Czyli cegły i znowu cegły, które można podziwiać. Pozory jednak mylą. Miejsce, w którym wszystkie UNESCO pamiątki leżą jest czarujące. Wysokie góry dookoła a głównie park z jeziorami i palmami jest miejscem harmonii i spokoju.

20130809-222155.jpg

20130809-222211.jpg

20130809-222229.jpg

Przejażdżka na rowerze w Historical Park zajmie około 5 godzin. Wstęp do całego parku kosztuje 100 THB dla dorosłego oraz 20 THB za rower.

20130809-222653.jpg

20130809-222714.jpg

20130809-222728.jpg

Wszystkie Waty (świątynie) są bardzo fotogeniczne, jak możecie zobaczyć poniżej.

20130809-222908.jpg

20130809-222925.jpg

20130809-222936.jpg

20130809-222948.jpg

20130809-223000.jpg

20130809-223019.jpg

Wycieczkę tą możemy polecić wszystkim. Odpoczniecie sobie a też zobaczycie mnóstwo ciekawych świątyń. I teraz nasza foto- sesja 😉 :

20130809-223642.jpg

20130809-223657.jpg

20130809-223716.jpg

20130809-223744.jpg

Ztracone blaski byłej stolicy królewskiej – Ayutthaya

Do Ayutthayi [czyt. Ajutaji] przyjechaliśmy autobusem z północnego autobusowego dworca w Bangkoku. Bilet w 1st class autobusie (patrz zdjęcie ;-)) kosztuje 50 THB za osobe.

20130803-220035.jpg

Przewodnik pisze, że tuk- tuki w tym oto mieście kosztują 30- 40 THB, jednak jak zawsze kierowcy chcą zrobić biznes. Pierwszy kierowca zaoferował nam jazde za 100 THB, czyli ‚fuck you’ (z przeprosinami). 50 THB za drugim razem. Bez problemu jest możliwe znajść zakwaterowanie na backpackerskiej ulicy Soi 2, gdzie się znajdują także bary i restauracje dla wszystkich podróżujących.
Historyczne centrum Ayutthayi leży na wyspie pomiędzy 3 rzekami. Na zachodzie wyspy znajdują się hotele, hostele, bary, sklepy i restauracje. Za to na północno- wschodniej części turyści mogą podziwać piękna świątyń z 13 aż 17 wieku zbudowane przez Khmerów. Najlepszym sposobem jak zwiedzać dość odległe świątynie jest jazda na rowerze, jednak trzeba się przyzwyczajić na jazdę po lewej stronie.

20130803-220124.jpg

20130803-220137.jpg

Wstęp do każdej z świątyni kosztuje 50 THB. Wat Mahathat oraz Wat Phra Ram jest najczęściej odwiedzany. My ale polecamy zwiedzić również Wat Rat Praditthan. Ceglaste ruiny zmuszają myślami przenieść się w czasie i wyobrazić sobie blask przepięknych prangów (wieży) za ich najświetniejszych czasów. Nie bez powodu kupcy w czasach rozkwitu Ayutthayi twierdzili o niej, iż jest najpiękniejszym miastem na świecie.
Sami zobaczcie na zdjęciach poniżej:

20130803-220239.jpg

20130803-220321.jpg

20130803-220336.jpg
Wat Mahathat

20130803-220421.jpg

20130803-220457.jpg
Wat Rat Praditthan

20130803-221036.jpg

20130803-221057.jpg

20130803-221107.jpg

20130803-221121.jpg

20130803-221130.jpg
Wat Phra Ram

20130803-221235.jpg
Wat Lokkayatsutharam (Sleeping Budha)

Disneyland, China Town, Central Park = Bangkok

Bangkok to miasto wielu twarzy. Tuk tuki, taksówki, targi, „restauracje na ulicy, czy może raczej stołówki”, kłamcy, złodzieje, mili i serdeczni ludzie, luksus, domki zbite z desek, wysokie wieżowce, pieniądze i bogactwo.

Po pierwszych dwóch dniach zwiedzania poznaliśmy wszystkie wymienione oblicza Bangkoku. Zwiedzanie mniej znanych świątyń jest naprawdę uspokajające i polecane nawet w przewodnikach Lonely Planet. Do takich świątyń możemy zaliczyć: Wat Po, Wat Suthat i Wat Arun. Świątynia Wat Phra Kaeo, która znajduje się w areale Grand Palace (Pałacu Królewskiego) by można w bardzo nieodpowiedni sposób charakteryzować jako Disneyland w Bangkoku. Każdy dzień tysiące turystów odwiedza cały królewski kompleks. Hałas, tłumy ludzi, pstrykające się grupki nie pozwalają zwiedzającym skupić się i zaczerpać atmosfery tego miejsca. Szkoda. Pomimo to bogactwo, oryginalność i piękno pojedyńczych budynków powala każdego z nas.
Oto pare zdjęci z wymienionych miejsc:

20130803-193956.jpg

20130803-195544.jpg

20130803-195556.jpg

20130803-195612.jpg

20130803-195623.jpg

20130803-195654.jpg

20130803-195641.jpg

20130803-195719.jpg

20130803-195707.jpg

20130803-195750.jpg

20130803-195804.jpg

20130803-195738.jpg

20130803-195818.jpg
Dalszym szokiem (pozytywnym i negatywnym) była część miasta nazywana China Town. Najwyższa koncentracja osób i targowisk powodowała, iż czuliśmy się bardzo niespokojnie. Jednak można było tutaj kupić WSZYSTKO.

20130803-200342.jpg

20130803-200407.jpg

20130803-200423.jpg

20130803-200438.jpg

Naszą wizytę zakończyliśmy w nowoczesnej części Bangkoku blisko Siam Center w Lumpini Park. Ten oto park przezwaliśmy Central Park z Nowego Jorku. Dwoma słowami: Oaza miasta. Do Lumpini Parku można ucieć przed hałasem, tuk tukami i kurzem by pooddychać swobodnie. Wieczorem, gdy już nie jest tak upalnie zamienia się w wielką sale gimnastyczną i tubylcy ćwiczą tai chi i aerobic w rytmach tekno. Siam to zaś centrum zakupów, zabawy, sky barów i bogatych ludzi. Ciekawostka: wszyscy studenci i uczniowie bardzo dumnie chodzili po całej nowej części Bangkoku w swych szkolnych mundurkach, nawet po godzinie 21. Szokujące było zauważenie ogromnych różnic finansowych. W historycznym centrum spotykamy zazwyczaj ludzi ubogich, którzy sprzedają byle cow swoich kioskach a z drugiej strony w Siam Center (shopping mall) inni czekają kolejkę do sklepu Louis Vuitton.

20130803-200458.jpg

20130803-200511.jpg

20130803-200524.jpg

20130803-200538.jpg